Na przestrzeni kilku lat gatunek sklepowych manekinów bardzo ewoluował. Począwszy od kadłubków na metalowych stojakach, poprzez plastikowe bryły imitujące ciało, aż do pełnowymiarowych ludzkich postaci. Mało tego! One nawet już mają twarz, kolor skóry, wyraziste oczy, włosy, a ich mimika oddaje emocje. Może niedługo zaczną mówić do kupujących albo recytować w co są ubrane i ile to kosztuje?
Nie raz podczas zakupów zdarzyło mi się mówić do manekina, myśląc, że jest moim bratem albo sprzedającą. Nie, nie, nie! Nie jestem chora psychicznie. Po prostu byłam zmęczona i wydawało mi się, że stoi za mną ktoś, kto odpowie. Czasami mam wrażenie, że pani manekin jest ładniejsza ode mnie. W Pasażu Grunwaldzkim znalazłam też wśród manekinów mój ideał mężczyzny. Dobrze znamy z filmów sceny, w których ścigany, aby się ukryć staje nieruchomo za witryną. Czym tłumaczyć tak łudzące podobieństwo figur do ludzi? Czy to trend zapożyczony od Madamme Tussauds, która stworzyła w Londynie muzeum figur woskowych sław? Oczywiście, spotykamy jeszcze manekiny starego typu, bez głów czy kończyn, ale coraz rzadziej. Dzisiaj plastikowy pan, pani czy dziecko mają być piękni i zgrabni a reprezentować powinni wartości i styl danego sklepu.
W tekście reklamowym jednej z marek odzieżowych czytamy: „Propozycja skierowana jest do kobiet młodych duchem, ambitnych, zamożnych, śledzących trendy, pragnących wyróżnić się w sposób subtelny. Wzornictwo w tej firmy definiuje się jako wyrafinowane, eleganckie, kreatywne – zapewniające komfort i luksus tkanin.” Manekin z pewnością jest kreatywny. Muszę przyznać, że w pierwszym momencie, wystraszyłam się jego, opartej o witrynę, plastikowej dłoni. Sylwetka przypominała mi sytuację ucieczki, a wyraz twarzy najpierw mnie zszokował, a później doprowadził do śmiechu. To chyba najmniej realistyczny manekin jakiego dostrzegłam, ale z pewnością reprezentuje wartości sklepu. Ogromne, pełne, czerwone usta, makijaż i fryzura symbolizują odwagę, śmiałość, wielkomiejskość, potrzebę bycia zauważonym. Tak oto mówi do klientów sklep za pomocą obrazu z witryny.
Jeżeli chodzi o manekiny płci męskiej, wyróżnię ich dwa typy: macho i słodkich, grzecznych chłopców. U panów manekinów zauważyłam tendencję do łysienia, chociaż znalazły się i egzemplarze z bujnymi włosami. Pierwszy z nich przypomina mi Wentwortha Millera, odtwórcę głównej roli w serialu „Prison Break”. Kto wie, być może aktor udostępnił swój wizerunek dla celów komercyjnych?
Jednak głównym powodem, dla którego zajęłam się opisywaniem sklepowych manekinów były negatywne emocje bijące z niektórych wizerunków. Uderzył mnie depresyjny wydźwięk witryn innejgo sklepu odzieżowego. Na wystawie panuje tak mroczna atmosfera, że niemalże chciałam wzywać psychologa. Widząc smutne, plastikowe oblicza mnie również zrobiło się przykro. Takie działanie nie idzie w parze ani z wiosenną aurą, ani z przekazem, jakim operuje sklep w innych tekstach reklamowych. Wizerunki zza sklepowej szyby nie mają w sobie życia. Są przygnębione, zamyślone. Niektóre z nich wyglądają jakby miały anemię. Wartości, którymi operują największe marki przyjmują się w codziennym życiu. Nieświadomi klienci mogą podążać za nimi i naśladować ich style. Nie wróży dobrze sytuacja, w której nastolatki zaczną stosować rygorystyczne diety i przejmować sztuczne postawy. Niestety takimi prawami rządzi się świat mody. Jedyne, co można zrobić to zadbać o to, aby z witryn nie „biło” pesymizmem” .
To przykre oglądać ubrane w kolorowe rzeczy postacie dzieci, które nie mają w sobie krzty życia. Zamyślonych, przygnębionych, wystylizowanych w najdrobniejszym szczególe, młodych ludzi, którzy wyglądają, jakby dostali karę, albo jakby nikt ich nie lubił.
Biorąc pod uwagę to, że plastikowe figury mogą wywoływać w oglądających pewne emocje czy skojarzenia, doszłam do wniosku, że wolałam manekiny bezkształtne, nie przypominające prawdziwych osób. Nie wpływały wtedy w żaden sposób na moje samopoczucie i na dokonywany przeze mnie zakup. Wiele osób kupuje, ponieważ podoba im się postać z wystawy. Próbują się do niej upodobnić, zachowywać zgodnie z promowanym stylem. Pomyślmy w trakcie zakupów o tym, co poza ubraniami chce nam sprzedać sklep. Zastanówmy się czy cena z metki odpowiada kosztom, jakie ponosimy w rzeczywistości. Ile kosztuje nasze dobre samopoczucie i pozytywne nastawienie do życia?