Francesca, samotna matka dorosłych już dzieci, postanawia podjąć pracę niani i gosposi. Nie chce żyć samotnie, a swoją pasją - gotowaniem - pragnie się z kimś podzielić. Jej pracodawczyni, Loretta, początkowo nie jest zachwycona surową, starszą panią. Powoli jednak, przysmaki gotowane przez Franceskę podbijają serca wszystkich członków jej rodziny.
Zabawna i poruszająca książka, z bohaterką, której nie można się oprzeć. Historia o dzieleniu się miłością, życiem, radą i – nade wszystko – jedzeniem. Jej autorem jest debiutujący na polskim rynku Petere Pezzelli, który tak sugestywnie opisał smaki i zapachy włoskiego regionu Abruzzo skąd wywodziła się jego rodzina, że rozkochał Amerykanów w słonecznej Italii. Teraz uwodzi także Polaków…
Domowe jedzenie, dobry makaron i tradycyjne wartości rodzinne – wszystko to znajdziecie w tej niesamowitej i wzruszającej historii.
- „Publishers Weekly”
Już niebawem kolejne tytuły tego autora: „Dom w Italii”, „Każdej niedzieli” i „Lekcje włoskiego”.
Wywiad z Peterem Pezzellim, autorem książki Kuchnia Franceski
- John Scognamiglio (Kensington): Skąd pomysł na Kuchnię Franceski?
Peter Pezzelli: Jakiś czas temu trafiłem w gazecie na artykuł o pewnym starszym mężczyźnie we Włoszech. Emeryt, który nie miał bliskich, czuł się ogromnie samotny. Tak bardzo pragnął stać się częścią jakiejś wspólnoty, że zamieścił ogłoszenie w gazecie, opisując siebie jako dziadka poszukującego rodziny. Jego propozycja była prosta: tym, którzy go przygarną, daje swoją emeryturę, by pomóc rodzinie i pokryć koszty swojego utrzymania; prosi tylko o to, by pozwolili mu stać się częścią ich życia. Ogłoszenie wzbudziło sensację, a odpowiedzi napłynęły z całych Włoch. Jego historia poruszyła Włochów, którzy szanują starszych. Społeczeństwo się starzeje, a młodzi ludzie wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszej pracy. Tradycyjna struktura rodziny jest zagrożona. Przyszło mi na myśl, że bardzo podobnie dzieje się w Ameryce. Amerykanie mają długą tradycję odrywania się od korzeni i migracji w celu polepszenia swojego statusu. Zacząłem się zastanawiać nad kosztami, jakie ponoszą ci ludzie, nad niewidzialnym piętnem, jakie odciska to na ich życiu. Myślałem o tym, jak bardzo wszystkie pokolenia potrzebują siebie i jak wiele moglibyśmy sobie nawzajem dać. I wtedy właśnie wpadł mi do głowy pomysł Franceski.
W "Kuchni Franceski", jak również w pańskich innych powieściach, Dom w Italii i Każdej soboty, losy bohaterów silnie powiązane są z gotowaniem i jedzeniem. Skąd takie kulinarne zainteresowania?
Peter Pezzelli: Dom jest bardzo szczególnym miejscem, a kuchnia jest sercem każdego domu. To tutaj człowiek kieruje swoje pierwsze kroki po powrocie z pracy lub szkoły. Co może być przyjemniejszego od chwili, gdy przekraczasz próg po ciężkim dniu i czujesz smakowity zapach jedzenia. To w kuchni członkowie rodziny zbierają się wokół stołu, rozmawiają, śmieją się i po prostu spotykają co wieczór w porze kolacji. Na lodówce wiesza się zabawne zdjęcia rodzinne, zostawia krótkie liściki albo przypomnienia, niektórzy wywieszają też rysunki swoich dzieci. W kuchni jest coś ciepłego i magicznego, czemu trudno się oprzeć. Proszę zwrócić uwagę, jak chętnie na domowych przyjęciach goście gromadzą się w kuchni. To zazwyczaj centrum zdarzeń. A co do roli jedzenia w moich powieściach, to zawsze uważałem je za coś, co nas zbliża. Jedzenie jest językiem uniwersalnym. Wspólne przygotowywanie i spożywanie posiłku może być wyrazem głębokiej miłości, sympatii i przyjaźni. Nieważne, jak prosty jest posiłek, najważniejsze, że spotyka się przy nim cała rodzina. Poza tym ja po prostu kocham jeść!
Fantastycznie potrafił pan wczuć się w psychikę zarówno Franceski, jak i Loretty. Czy trudno jest mężczyźnie stworzyć takie przekonujące kobiece postacie?
Peter Pezzelli: To było nie lada wyzwanie, zwłaszcza na początku, kiedy naprawdę usiłowałem zrozumieć, kim są te dwie osoby, które zawładnęły moją wyobraźnią. Upłynęło sporo czasu, zanim Franceska i Loretta zadomowiły się w mojej głowie. Za każdym razem, gdy byłem pewny, że już poradziłem sobie z przedstawieniem ich osobowości, zaczynały mi się wymykać. Łapałem się na tym, że godzinami gapiłem się w okno, starając się rozszyfrować, co myślą i dlaczego przestały ze mną rozmawiać.
Peter Pezzelli: Myślę, że w taki czy inny sposób każdy człowiek, którego spotykam, stanowi dla mnie inspirację. Dlatego moje postacie często są kompilacją wielu różnych osób, które znałem lub z którymi się stykałem.
Czy myśli pan, że opowieść o Francesce może dostarczyć wzoru do naśladowania? Czy może istnieją jakieś inne rozwiązania, które pomogłyby utrzymać więź między starszymi ludźmi a ich lokalnymi społecznościami?
Peter Pezzelli: Należy zacząć od samej rodziny. Jesteśmy różni, toteż nie sądzę, by istniało jedno uniwersalne rozwiązanie, dobre dla wszystkich. Mam nadzieję, że powieść o Francesce wzmocni w czytelnikach przeświadczenie, że należy dołożyć wszelkich starań, by utrzymać więź między starszym a młodszym pokoleniem, zwłaszcza w obrębie rodziny. Bliscy mogą nas irytować, frustrować, prowokować nawet do krzyku, lecz w ostatecznym rozrachunku potrzebujemy siebie nawzajem. Oddalając się od siebie, wiele tracimy, możemy nawet zapomnieć, kim jesteśmy i skąd pochodzimy.
Jak przebiega u pana proces pisania?
Peter Pezzelli: Jest trudny. Codziennie o tej samej godzinie siadam do komputera. Łatwo się rozpraszam, czasami muszę więc walczyć ze sobą, by się skoncentrować. Piszę dla siebie króciutkie motywujące notatki na samoprzylepnych karteczkach i przyklejam je do ściany. Na najważniejszej jest tylko jedno słowo: PISZ! Nie wystarczy jedynie mieć świetny pomysł na opowieść, ze wspaniałymi postaciami, w pięknej scenerii. Najistotniejsze jest przeniesienie tego pomysłu na papier, by historię mogli przeczytać inni ludzie, a to wymaga nieustannego wysiłku, cierpliwości i pewnej dozy wiary w siebie, ponieważ postacie i fabuła nie zawsze objawiają się zgodnie z moim planem. Bywają dni, że plonem mojej pracy jest wiele stron, a czasami nie udaje mi się sklecić zdania. Właśnie w takie jałowe dni próbuję po prostu myśleć o moich postaciach, o tym, co przeżywają i dokąd ostatecznie pragnę je zaprowadzić. Zdarza mi się zanotować kilka myśli, które dzisiaj wydają się nie pasować do całej historii, lecz mogą okazać się pomocne w innym momencie. Tak czy owak, to bardzo trudny proces, którego nie da się przyspieszyć.
Jakie były dla pana najprzyjemniejsze aspekty tworzenia Kuchni Franceski?
Peter Pezzelli: Wiele przyjemności sprawiły mi sceny przy konfesjonale. Lubię też wzajemne relacje Franceski i dzieci.
Czy podczas pracy nad tą powieścią czerpał pan inspirację z twórczości innych pisarzy?
Peter Pezzelli: Nie bezpośrednio. Gdy czytam jakąś książkę, często zastanawiam się, dlaczego jakiś fragment jest zabawny lub wzruszający, a inny wydaje się chybiony. Staram się wyciągać z tego wnioski. Obecnie czytam morską sagę Patricka O’Briana Dowództwo na Mauritiusie, czwarty odcinek przygód Aubreya i Maturina. O’Brian był świetnym pisarzem. Na podłodze obok mojego łóżka leży kilka innych książek. Mam nadzieję, że w końcu przeczytam je od deski do deski. Jednakże moją najukochańszą lekturą jest ciągle Był sobie raz na zawsze król T.H. White’a.
Jakie jest pańskie wspomnienie z dzieciństwa związane z jedzeniem?
Peter Pezzelli: Wciąż żywo pamiętam, jak pomagałem mamie przygotowywać lasagne na świąteczny posiłek, mieszałem serek ricotta z jajkami i przyprawami… Lubię też wspominać, jak asystowałem babci Helen podczas robienia puddingu z tapioki.
A uroczystości rodzinne? Czy podczas nich jedzenie odgrywało ważną rolę?
Peter Pezzelli: Jeśli zaprasza się rodzinę do domu z jakiejkolwiek okazji, ludzie spodziewają się coś zjeść, i to dobrze. Nie można sprawić im zawodu.
Oczywiście, pewne potrawy mają szczególne znaczenie. Na przykład w wigilię włoscy Amerykanie tradycyjnie jedzą rybę, i to w różnych postaciach. Jadamy smażone stynki, baccalę, czyli solonego suszonego dorsza, sałatkę ze ślimaków, krewetki, homara, przegrzebki albo linguini z sosem z małży. Siedem różnych potraw rybnych wydaje się być magiczną liczbą, do której każdy dąży, lecz nikt nie wie właściwie dlaczego. Niektórzy twierdzą, że symbolizuje to siedem sakramentów, inni, że siedem cnót lub siedem dni tygodnia. Tak czy owak, mamy wiele potraw rybnych – ale wszystkie naprawdę pyszne. Podczas Wielkanocy nie mogę się wprost doczekać placka ryżowego, sernika z ricotty i baby. Uwielbiam je.
Lubi pan gotować?
Peter Pezzelli: Bardzo lubię, lecz mam ograniczony repertuar, są to przeważnie proste dania z makaronu, frittata, kilka potraw mięsnych.
Kto najlepiej gotuje w pańskiej rodzinie?
Peter Pezzelli: Moja żona robi to fantastycznie. Dobrze, że lubię jeździć na rowerze, w przeciwnym razie ważyłbym ze sto pięćdziesiąt kilo! (śmiech)
Peter Pezzelli, „Kuchnia Francuski”, Przekład: Elżbieta Zychowicz, Wydawnictwo Literackie, Premiera: 30 czerwca 2010