Krótki dzień z życia korporacji

Polskie przedstawicielstwo gigantycznego amerykańskiego koncernu, bezsprzecznego lidera w swojej branży. Biuro w samym centrum Warszawy, na jednym z ostatnich pięter wielkiego biurowca.
/ 23.01.2010 10:28
Polskie przedstawicielstwo gigantycznego amerykańskiego koncernu, bezsprzecznego lidera w swojej branży. Biuro w samym centrum Warszawy, na jednym z ostatnich pięter wielkiego biurowca.

Ponad dwadzieścia osób na miejscu, do tego niezliczona ilość bezcennych handlowców. Większość pracowników ma służbowe samochody i telefony, do tego dochodzą zagraniczne wyjazdy integracyjne, firmowe kolacje, regularne podwyżki i darmowe szkolenia. No i oczywiście kwintesencja biurowego życia, czyli, fundowana przez firmę kawa z super burżujskiego ekspresu i herbata w tysiącu egzotycznych smakach. Cytryny brak. Ktoś kiedyś napisał do prezesa podanie o darmowe cytryny, motywując prośbę zbawiennym wpływem witaminy C na pracownika. Nie pomogło. Przyszła odmowa.

Krótki dzień z życia korporacji

8.00. Na miejsce zaczynają schodzić się ci, którzy nie mają przywileju nienormowanego czasu godzin. Działa to oczywiście wyłącznie w jedną stronę. Mają być z samego rana, wyjdą jednak dopiero wtedy kiedy szef pozwoli. Widzę księgową snującą się w kierunku ekspresu, niemalże fizycznie podtrzymującą swoje powieki. Koniec roku to dla księgowości maraton o przeżycie. To wielodniowa praca niemalże przez całą dobę, tak aby w końcowym etapie pod pracą zespołu podpisała się jedna osoba, przeważnie ta najwyższa korporacyjnym stopniem. W tym wypadku, na szczycie drabiny księgowego łańcucha przetrwania jest dyrektor finansowy. Świetnie opłacany, z reguły raczej „nadzorujący” niż pilnujący szef, niespecjalnie lubiany przez resztę pracowników. Ostatni dyrektor odszedł niespodziewanie – pojechał z żoną w podróż dookoła świata. Chciał dostać bezpłatny urlop. Prezes odmówił. Teraz jest nowy. Jak na razie mówią, że chyba lepszy.
Pojawiają się kolejne osoby. Punktem centralnym staje się kuchnia. Centralnym tematem są plotki. Niemiłosiernie oplotkowani są wszyscy jeszcze nieobecni, poczynając od tych na wyższych stanowiskach. Co rusz słychać „coś ty?”, „serio?”. Plotce towarzyszą kolejne kawy, herbaty, w ostateczności leniwe omawianie obowiązków.

9.00. Schodzi się reszta pracowników. Wkracza marketing, promocja. Wchodzą handlowcy, którzy tego akurat dnia mają w firmie coś do załatwienia. Pojawia się prezes, kolejni dyrektorzy. Stanowiska robią swoje. W ruch idą komputery, ruszają programy pocztowe. Rozdzwaniają się telefony. Wszyscy skupiają się na swoich obowiązkach. Przypadkowo mój wzrok pada na komputer dyrektora finansowego. Czyta jeden z najpopularniejszych plotkarskich portali. Na wokandzie Doda i jej plany małżeńskie.

11.00. Wewnętrzny dzwoni na wewnętrzny. „Idziemy do toalety?” pada pytanie. Oczywiście kobieta do kobiety, bo te jak wiadomo zawsze chodzą parami. Mężczyźni od lat zastanawiają się dlaczego. Prawda jest taka, że same nie wiemy.
Adresatka z chęcią podrywa się od biurka. Po drodze przypomni jej się jeszcze, że jest głodna i czas już bezsprzecznie na jakąś kawę.

12.30. Wpada żona prezesa. Na co dzień niespełniona dekoratorka wnętrz, w obcym kraju stanowiąca jedynie dodatek do swojego męża. Prezes kocha ją nad życie, dlatego kiedy do głowy przychodzi jej pomysł reorganizacji biura męża, nie zgłasza słowa sprzeciwu. Kilkunastu, pracujących na otwartej przestrzeni pracowników jest zmuszonych do przestawienia biurek w miejsce wskazane przez Prezesową. Przestawiają, przemeblowują, przepinają kable, przenoszą komputery. Nie mają wiele do powiedzenia. Zresztą przemeblowanie nie byłoby takim problemem, gdyby nie to, że Pani Prezes wpada na pomysł przemeblowania biura średnio kilka razy w miesiącu. Kiedy więc pracownicy taszczą swoje biurka, doskonale wiedzą, że te niedługo wrócą na poprzednie miejsca.

14.00. Przychodzą rozkazy z amerykańskiej centrali w sprawie powiększenia warszawskiego biura. Już wiadomo, że pół piętra w wieżowcu zamieni się w całe. Dojdą też nowi pracownicy, część z centrali europejskiej. Kryzys ma w korporacji standardowe znaczenie – starym pracownikom wstrzymuje się podwyżki i premie, nie przestaje się jednak zatrudniać nowych.
Na miejscu jest już nowy dyrektor, Niemiec z Holandii z amerykańskimi korzeniami. Przyjechał z żoną w ciąży i małym dzieckiem. Jak wieść głosi zamieszkali w Wilanowie, w wynajętym, 60- metrowym domu. Oczywiście w pełni opłacanym przez korporację.

15.00. Już wiadomo, które działy przeniosą się do nowej „połówki” biura. Poszliby już dziś, gdyby Prezes nie zapowiedział, że on sam chce ich usadzić w odpowiedniej dla samego siebie kolejności. Nie wiadomo jakie są jego kryteria. Chodzi plotka, że bliżej siądą ci ładniejsi.

16.00. Wszyscy powoli zaczynają myśleć o wyjściu. Skutecznym, bo bywa tak, że kiedy pracownik zaczyna kończyć swój dzień pracy, nagle okazuje się, że czeka na niego coś niecierpiącego zwłoki. Najlepiej się troszkę zakamuflować. Spakować torbę pod biurkiem, dyskretnie wynieść kubek po kawie, opcjonalnie zostawić nawet włączony komputer. Desperaci zakładają kurtki dopiero na dworze, wyłączając jednocześnie służbowe telefony komórkowe. Uff, można uciekać.

17.00. Wyjście oficjalne. Wstają, te jakże „nie korporacyjne” matki dzieci, na co dzień miotające się pomiędzy domem a pracą. Jedna z nich, jako jedyna z grupy została ostatnio pominięta przy awansach. Szef – oczywiście między wierszami – jasno dał jej do zrozumienia, że powodem jest to, iż za dużo czasu poświęca własnemu dziecku. Kiedy wychodzi z pracy, aby zdążyć odebrać syna z przedszkola, za plecami zostawia wielki napis witający w korporacji każdego gościa. „Nasz zespół jest jedną wielką rodziną”. „Człowiek jest dla nas najważniejszy”. Już dawno przestała zwracać na niego uwagę.

Marta Czabała

Redakcja poleca

REKLAMA