- Kobieta w twoim wieku nie powinna nosić włosów związanych w kucyk – powiedziała moja mama, kiedy dla wygodny związałam swoją czuprynę. Kobieta w moim wieku? Czy w wieku ledwie przekroczonego trzydziestego roku życia można już mówić o „moim wieku”? No więc okazuje się, że można.
Po krótkiej rozmowie z mamą i kilkoma innymi reprezentantkami jej (oraz młodszego) pokolenia dowiedziałam się, iż każda przekroczona w życiu dekada charakteryzuje się kolejnymi obostrzeniami co do codziennego życia. No może za wyjątkiem tej pierwszej. Wtedy wolno nosić wszystko, nawet te najbardziej pstrokate i niepasujące rzeczy. Dopiero później powinnyśmy zacząć przyswajać ten swoisty savoir vivre. Nie dziwi też fakt, iż owe społeczne obostrzenia dotyczą przede wszystkim kobiet. Od wieków wiadomo przecież, że to my musimy starać się więcej, a społeczeństwo znacznie bardziej krzywo patrzy na nasze wybryki niż na te męskie.
Ale do rzeczy. Okazuje się, że pierwsza granica zaostrzenia tego co wolno a co nie wypada już po 20stym roku życia. To wtedy wchodzimy w dorosłe, często jeszcze studenckie życie. Kobieta musi wtedy przedłużyć swoje spódnice i zacząć nosić dłuższe szorty. Powinna stonować makijaż, dopuszczalne jest też okazjonalne pokazywanie się w wersji naturalnej. To, jak się okazuje, nie jest już możliwe po trzydziestce, gdzie najwyraźniej zbrodnią ludzkości jest wyjście z domu bez nałożenia na twarz odpowiedniej ilości kosmetyków. To także wtedy, będąc już często członkiem masy pracującej, musimy zacząć wstawać znacznie wcześniej, na tyle, aby przed wyjściem z domu mieć idealnie ułożone włosy. Te mogą być jeszcze długie, w żadnym jednak razie nie mogą sprawiać wrażenia, że ich właścicielka nie miała rano w ręku lokówki/pianki/lakieru/prostownicy. Nieodpowiednie należy wykreślić. To także po trzydziestce należy znaleźć swoją ulubioną kosmetyczkę, którą należy regularnie odwiedzać na czyszczenie cery/woskowanie/regulację brwi/manicure/pedicure. Nieodpowiednie skreślić, można wszystkie zostawić. Trzydziestka to także ten czas, kiedy musimy odnaleźć swoje ulubione kosmetyki. Konieczny jest ulubiony fluid! Stosownie wpasowująca się w społeczeństwo kobieta ma swój ulubiony krem do twarzy, do rąk i do stóp. Co najmniej jeden z nich znajduje się zresztą na stałe w jej torebce, razem z pilniczkiem do paznokci i bezbarwnym lakierem czy odżywką do paznokci. Jednym słowem: ideał.
Kosmetyków należy uczyć się pilnie. Ich liczba będzie bowiem wzrastała z wiekiem. Po czterdziestce dojdą jeszcze kremy przeciwzmarszczkowe i inne specyfiki mające zapobiec starzeniu. Wtedy też należy skrócić włosy, najdalej do długości ramion. Warto jest też pomyśleć o farbie, bo naturalny kolory jest przecież passe, niemalże niezależnie od tego jak wygląda na naszej głowie. Kobieta po 40-stce, choćby nie wiadomo jak nowoczesna, nie wychodzi z domu w dresach, nawet aby wyrzucić śmieci. Nie wolno jej też jeść, bo przecież dzisiejsza kobieta wyemancypowana jest bezustannie na diecie, nawet jeśli jej talia jest równoznaczna z tą osy. Wszelkie odstępstwa od diety powinny być popełniane w zaciszu własnego domu i w samotności; powinny też być okupione wielkimi wyrzutami sumienia.
Jak się okazuje, dopiero po 50tce można mieć konwenanse w większym poważaniu. Ale tylko troszeczkę. To wtedy mężczyzna jest w sile wieku, kobieta zaś dostaje łatkę „starszej”. Te, które wcześnie urodziły dzieci, często dość pochopnie dają się wmanewrować w role pełnoetatowych babć, tym samym zapominając o swoim wyglądzie. Co rusz można spotkać na spacerach udręczone babcie, które w tygodniu pozwalają swoim dzieciom pracować, w weekendy zaś odpocząć po pracy i się wyszaleć. Nie mają serca odmówić. Według społecznych (przynajmniej tak mówią) stereotypów, kobieta po 50tce powinna mieć świadomość swojego wieku, powagę swoich lat. Nie powinna przesadzać ze zbyt intensywnymi kolorami, definitywnie rozstając się też z długimi włosami. Kucyki czy warkocze wykluczone. Trzeba przyjąć swój wiek z godnością, nie szaleć, ba najlepiej nie chodzić zbyt szybko. Bo przecież co o nas powiedzą?
Trudno się oprzeć wrażeniu, że nie takie konwenanse miały na myśli feministki, kiedy zaciekle walczyły o równouprawnienie kobiet. Bo kiedy w końcu będziemy miały tyle lat, żeby mieć wszystko gdzieś? Kiedy przestaniemy się wstydzić faktu, że kosmetyczka jest nam obcym miejscem, a włosy najchętniej wiązałybyśmy w bardzo wygodny kucyk? Która dzisiaj przyzna się jawnie, że nie ma pojęcia ile jest na rynku dostępnych fluidów czy też pudrów, który jest najlepszy, a który należy nakładać na określoną cerę? Fakt, nie ma kobiety, która nie lubi się podobać, ale czy strasznym przestępstwem jest czasami odstępstwo od codziennego rytuału upiększania? Szanowne Panie, idźcie czasami do pracy bez makijażu i w nieułożonych włosach. Wyjdźcie z domu bez obcasów. Przyjrzyjcie się własnemu kolorowi włosów. Czy na pewno należy mu się farba? Zróbcie sobie dzień w jeansach i nie dajcie sobie wmawiać, że coś musicie, bo wiek już nie ten. Olejcie komentarze tych, co same boją się trochę zaszaleć. Dzisiaj z powodzeniem możecie powiedzieć, że podobać się musicie przede wszystkim same sobie. Nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż pewna siebie kobieta. Gruba, chuda, z długimi czy krótkimi włosami, z fluidem czy bez. Kobieta świadoma swoich wartości. Zapytajcie się swoich mężczyzn co tak naprawdę cenią w płci przeciwnej. Jak myślicie, jakie będą najpopularniejsze odpowiedzi?