„Karczowiska” z całą pewnością nie należą do gatunku „łatwych” powieści. Ta cieniutka, licząca zaledwie 92 strony książka, porusza problemy, które trapią wszystkich ludzi i którym prędzej czy później będzie musiał stawić czoła każdy z nas. Pokazuje również, jak ważne jest pozostać wrażliwym i nie poddać się powszechnej znieczulicy.
Bohaterką powieści Anny Peplińskiej jest Małgosia, pielęgniarka z duszą poetki, która pracowała już w kilku ośrodkach pielęgnacyjno-opiekuńczych. Kobieta zajmowała się tam zarówno ludźmi starszymi, jak i dziećmi. Szpitalny świat, w którym permanentnie brakuje pieniędzy i czasu dla pacjentów, obserwujemy nie tylko oczami Małgosi, ale także jej podopiecznych.
I tak poznajemy m. in. dwoje dzieci, pełniących rolę szpitalnych „maskotek”: sześcioletniego Kajtka żywionego przez sondę i Kornelkę, czterolatkę z wodogłowiem. Jest i pani Basia, która nie dopuszcza do siebie faktu, że miała amputowane nogi czy pani Waleria i pan Stefan, którzy zmarli w „domu starców” osamotnieni, opuszczeni, nieżegnani.
Pacjenci mówią o swoich chorobach, potrzebie bliskości i współczucia, bądąc przy tym świadomi swoich ułomności i tego, że często nikt, nawet rodzina, nie chce się nimi zaopiekować. Na szczęście, istnieją jeszcze osoby, które nie dość, że nie poddały się wszechobecnej znieczulicy, to jeszcze próbują z nią walczyć. W trudną, szpitalną rzeczywistość wkracza bowiem Małgosia, która ofiaruje swoim podopiecznym całe serce i zapewnia najlepsza opiekę, na jaka ją stać. Pielęgniarka, która swój zawód traktuje jak misję, ze wszystkich sił stara się bronić prawa pacjentów do zachowania godności oraz sprawić, żeby ich życie stało się choć trochę lżejsze i przyjemniejsze.
„Karczowiska” poruszają tym bardziej, że jest to historia prawdziwa – Anna Peplińska przez lata pracowała jako pielęgniarka, więc szpitalną rzeczywistość zna od podszewki. Jak nikt inny potrafi opisać życie w zakładach pielęgnacyjno-opiekuńczych. Zna również pracujące tam osoby i wie czy wykonują swoje obowiązki zgodnie z sumieniem i etyką zawodową, czy do swojej pracy podchodzą raczej w sposób konsumpcyjny, a pacjentów traktują przedmiotowo.
W tej mini powieści, autorka przywołuje problem choroby, starości i śmierci. Sprawia, że musimy się na chwilę zatrzymać, zastanowić nad własnym życiem i naszym stosunkiem do innych, zależnych od nas ludzi. Peplińska pokazuje, jak ważne jest zachowanie wrażliwości, kierowanie się sercem a nie ślepymi zasadami oraz troska o drugiego człowieka. Wszystko to sprawia, że mimo trudnej i smutnej tematyki, książka wcale nie jest pesymistyczna. Wręcz przeciwnie – dodaje otuchy i wzbudza nadzieję na lepsze. Wystarczy, że pójdziemy w ślady Małgosi i zaczniemy działac tak, jak dyktuje nam serce, a świat może stać się piękniejszym i lepszym miejscem.