I róż czerwony płomień nagle zgasł
A ja nie potrafię westchnąć: cóż
Gdy mówisz mi z uśmiechem: szkoda róż.
Idąc przez miasto wolnym krokiem, czułam się jak na Saharze. Wysokie temperatury przyprawiały o ból głowy, a pot strużkami spływał po twarzy. Miałam ochotę zaszyć się w jakiejś chłodni i odczekać do zimy, albo przynajmniej do jesieni.
Jak na zawołanie, następnego dnia otworzyłam oczy, a za oknem jesień. Wiatr targał koronami drzew, śmieci odprawiały na ulicach godowe tańce, a deszcz stukał o parapet informując, iż lato odeszło w niepamięć, na dziewięć długich miesięcy.
Usiadłam przy oknie z filiżanką gorącej herbaty. Kot znudzony wpatrywaniem się w krople deszczu, zasnął na chłodnym parapecie, a ja w oddali dostrzegłam pierwsze pożółkłe liście. Część ptaków opuściła już swoje gniazda, w szafie letnie sukienki z godnością, odstąpiły miejsca ciepłym swetrom, a radio na powrót zaczęło odgrzewać melancholijną muzykę …kochany, kochany, lecą z drzewa jak dawniej kasztany…
Kiedy głowy drzew żółcią i brązem płoną, a zieleń w czerwień przechodzi, wtedy człowiek widzi najlepiej, że czas płynie – niczym morze. Niby noc długa, a człowiek wstaje bardziej ospały niż jeszcze kilka dni temu. Chodniki opustoszały, miasto ucichło, a ogród zapadł w błogi sen. Jabłoń straciła już wszystkie owoce, śliwka od dawna w letargu. Jeszcze róż kilka, ostatkiem sił dźwiga głowy i stawia opór chłodnym wiatrom.
W parku rudo od kasztanów, żołędzie powoli spadają z drzew. Ogniste wiewiórki w popłochu zbierają orzechy, by jakoś przetrwać nadchodzącą zimę. Garstka niedobitków, która nie zdążyła przed deszczem, ospale przeskakuje kałuże, trzymając w dłoni kolorowy parasol, targany wiatrem, niczym drzewa.
Jesień melancholijną porą roku jest. Czasami marzę, żeby po prostu znikła i już nigdy nie wracała. To czas, kiedy w pamięci echem odbijają się smutne wiersze i tęsknota, jakby większa niż zwykle. Chciałabym wtedy jak ten niedźwiedź, zasnąć i obudzić się wczesną wiosną. Zapomnieć o mokrym asfalcie i zimnych stopach. Zachować w pamięci złote liście i kieszenie pełne kasztanów.
Wtedy uśmiecham się do siebie i cieszę się, że właśnie teraz, tkwię w fotelu, szczelnie przykryta ciepłym kocem. Biorę łyk gorącej herbaty i przysięgam sobie w duchu, że dziś napiszę absolutnie dobry tekst.
Pełna chęci, siadam przy komputerze i czuję jak jesień odbiera mi wenę. Rekordowa prędkość tworzenia, zaspana kreatywność - dwa zdania w ciągu trzech godzin. Kolejny gniot, przepraszam, że zanudzam.
W tekście wykorzystano fragment wiersza „Szkoda Róż” – Jonasza Kofty oraz fragment piosenki „Kasztany” – Edyty Górniak.
Karolina Małgorzata Górska