Jaki prezent na Gwiazdkę?

Jaki prezent na Gwiazdkę?
Książka? Ma się rozumieć, że książka. Ale jaka?
/ 14.12.2007 12:08
Jaki prezent na Gwiazdkę?
Ba, możliwości jest mnóstwo. Oto parę propozycji spośród tytułów, o których dotąd nie pisaliśmy, a które łatwo upolować w księgarniach.

Zaczniemy górnie i klasycznie – od książki o życiu i dziele jednego z najniezwyklejszych przedstawicieli naszego gatunku. "Shakespeare. Stwarzanie świata" (W.A.B.) to rzecz błyskotliwa, zgrabna i intrygująca. Nie dziwota zresztą, bo jej autor Stephen Greenblatt jest wielką gwiazdą amerykańskiego literaturoznawstwa i szekspiroznawstwa w szczególności, a w dodatku ze swych akademickich wyżyn potrafi pisać w sposób ciekawy nawet dla średniozaawansowanego laika. Długie, niemilknące oklaski!

To nie koniec wyprawy w głęboką przeszłość, bo o innym dawnym klasyku mówi instruktywny drobiazg klasyka nowszej daty – Jorge Luisa Borgesa "Dziewięć esejów dantejskich" (Prószyński i S-ka). Na wycieczkę w niedawną z kolei przeszłość warto wybrać się z solidnych rozmiarów "Aliantami" Jonathana Fenby’ego (Znak). Detaliczna opowieść o spotkaniach (i knowaniach) tria Stalin–Roosevelt–Churchill jest naprawdę interesująca. Świetny jest natomiast, w nowym wydaniu opatrzony wstępem i posłowiem Władysława Bartoszewskiego, "Pamiętnik" Pawła Jasienicy (Prószyński i S-ka), obowiązkowy nie tylko ze względów historycznych i sentymentalnych, lecz także stricte literackich. Wznowieniem jest też zbiór wspomnień o Zbigniewie Cybulskim "Cześć, starenia" (PIW; książkę opracowała Mariola Pryzwan), ale dodano doń sporo nowych wypowiedzi, w tym – uwaga! – Wojciecha Jaruzelskiego, który okazał się towarzyszem dziecięcych zabaw przyszłego aktora i uczestnikiem najwcześniejszych jego występów publicznych. (Szkoda zresztą, że swej publicznej kariery WJ na tym nie zakończył). Dariusz Pachocki sporo już zrobił dla przypomnienia Edwarda Stachury. Ostatnia jego praca edytorska to Stachury "Listy do Danuty Pawłowskiej" (PIW), pasjonujące i same w sobie, i przez wzgląd na przypisy – można się z nich dowiedzieć na przykład, jak to w roku 1976 Andrzej Zybertowicz, dzisiejszy profesor "od służb", wybrał się rowerem z Torunia do Warszawy, by zaprosić poetę na wieczór autorski. Miłośnicy nowoczesnych kompendiów nie wzgardzą zapewne oksfordzką "Historią teatru" (PWN) – od starożytności po współczesność, ciekawą i zacnie zilustrowaną.


Usilnie nakłaniam również, by nie zapomnieć o dzieciach i młodzieży. Wedle coraz mniej popularnych teorii, którym jednakowoż hołdujemy w redakcji "Przekroju" – lektura im sprzyja. Nieco otrzaskane już z czytaniem jednostki powinna ucieszyć Borisa Akunina "Książka dla dzieci" (Świat Książki). Awanturnicza powieść supermajstra z Moskwy ładnie odwołuje się do Wellsa, Verne’a, Twaina i, kto wie, może nawet przekona niejednego dzieciaka, że życie istnieje także poza "Harrym Potterem". A poza tym rosyjska, poniekąd edukacyjna powieść, w której Polacy (i to ci z roku 1612, od Dymitra Samozwańca) wcale nie są wcielonymi diabłami, to coś pokrzepiającego. Dzieciarnię młodszą uraczyć wypada kapitalną "Cecylką Knedelek, czyli książką kucharską dla dzieci" (Jedność) napisaną przez Joannę Krzyżanek. Proszę jednak asystować dzieciom przy lekturze (i oczywiście w kuchni), bo dzieło jest monumentalne i może przygnieść co wątlejsze pociechy.

Wróćmy do starszych. Powiew rynku wleje w ich myśli na przykład "Woda dla słoni" Sary Gruen (Rebis), przebój zza Wielkiej Wody, rzecz o świecie cyrku. Jeśli więc kto ciekaw historii, która uwiodła przeszło milion Amerykanów, nie licząc konsumentów innych nacji, proszę się nie krępować. Płynny zwrot w stronę mowy wiązanej zapewnią fraszki zebrane mistrza lżejszej muzy Jana Sztaudyngera "Piórka prawie wszystkie" (Wydawnictwo Literackie). Jest ich, fraszek, dwa tysiące z okładem, więc uciecha potężna, a kto nauczy się choć paru na pamięć, będzie mógł, jak drzewiej mawiano, wyrobić się towarzysko przy różnych okazjach. Na koniec regularna książka poetycka. Tylko jedna, więc nie będzie to głośne ostatnio osiągnięcie recyklingu, czyli Marcina Świetlickiego "Wiersze religijne" (czekamy na Świetlickiego "Wiersze polityczne" oraz "Wiersze o psach i kotach"), lecz "Jesień Zuzanny" (Biuro Literackie) Adama Zdrodowskiego. Niespełna 30-letni warszawski poeta potrafi tak przekonująco łączyć talent do składania słów i inteligencję z nieostentacyjną wirtuozerią, że wyrasta na jedną z największych młodych nadziei polskiego wiersza. Nadzieja, choćby i trudna, to rzecz godna uwagi. Tym bardziej że takie, powiedzmy, zaufanie wciąż tanieje i tylko patrzeć, jak poleci na pysk.

Redakcja poleca

REKLAMA