Żyjemy szybko. Zdecydowanie zbyt łapczywie, wciąż próbując ze wszystkim zdążyć. W ciągu dnia wysyłamy kilkadziesiąt maili, przy okazji odbierając pewną liczbę telefonów. Żeby być na czasie (kosztem wolnego czasu!), zerkamy na wiadomości z kilku stron internetowych (często zaczynając od plotek, a potem w bardziej wiarygodnych źródłach szukając sprostowań). Zalogowani jesteśmy na iluś tam forach, prowadzimy blogi, mamy profile w co najmniej jednym portalu społecznościowym – a to przecież dopiero jakiś skrawek naszej codzienności. Poza siecią mamy drugie (właściwe?) życie. Pracujemy, spędzamy czas z rodziną, oglądamy seriale, prowadzimy dom, ciągle się doszkalamy i… wciąż ze wszystkim nie możemy nadążyć. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się być oczywista. Chcemy być wszędzie, nikogo nie zaniedbując i o niczym nie zapominając, tak by przypadkiem coś nam w życiu nie umknęło. „Pod koniec dnia możemy czuć się zmęczeni ilością drobnych, nieważnych spraw, którym oddaliśmy czas i energię, i zauważyć, że na ważne sprawy nie mamy już czasu” (psych. Majka Jaworska). Często dodatkowo na pierwszym miejscu stawiamy oczekiwania innych względem nas, nie własne potrzeby. A doba… ma zaledwie 24 godziny!
Co nas gubi? Właśnie ta łatwość kontaktu. Ile minut zajmuje przejrzenie poczty i odpisanie na część maili? Jak długo rozmawiamy przez telefon? Bezmyślne klikanie po stronach internetowych to kolejne godziny naszego życia, które moglibyśmy spożytkować lepiej i bardziej efektywnie. A tak? Jesteśmy przemęczeni, zestresowani i niestety, wiecznie z czasem do tyłu. To oczywiste, że brakuje nam sił. Zaniedbujemy znajomych, rodzinę, przyjaciół, nie czytamy, nie chodzimy do kina czy teatru. Kiedy? – pytamy ze zdumieniem, gdy ktoś nie może zrozumieć, że my jesteśmy tak bardzo zajęci. Może jednak, gdyby zmniejszyć ilość godzin, które poświęcamy na rzeczy małej wagi, okazałoby się, że tego czasu nam przybyło? I nagle jest go tyle, że i na spotkanie z przyjaciółmi starczy, i na wizytę w muzeum.
Z jednej strony mamy dziś łatwy dostęp do wszelkich nowinek technicznych, z drugiej… mocno się rozleniwiliśmy. Dlaczego iść do kina, skoro można za darmo film obejrzeć w komputerze? Co z tego, że mniejsza przyjemność, kiedy taniej? A my oszczędzamy, bo przecież musi być nas stać – na to, by pokazać innym, że możemy mieć ładniejsze meble, lepszy samochód czy większe mieszkanie. Dobrze sobie zadać pytanie: czy warto? Niestety, wyższy standard życia wiąże się nieodłącznie z poświęceniem większej ilości czasu na pracę. Dużo rodzin chce zapewnić jak najlepszy start w życie swoim dzieciom - czy często nie dzieje się to kosztem naszego zdrowia? Chcąc wysłać dziecko na angielski, basen, judo i tenis nie dość, że musimy wszystko opłacić, to dodatkowo znaleźć czas, by synka lub córkę na zajęcia zawieźć i przywieźć. Wpadamy w błędne koło, próbując nadążyć z obowiązkami. Tylko gdzie w tym wszystkim miejsce na odpoczynek i relaks? Wieczorem zauważamy, że kolejny dzień nam umknął, a my… znów na ileś tam istotnych dla nas spraw nie znaleźliśmy czasu!
Jak więc nauczyć się gospodarować czasem?
Przestać każdemu poświęcać uwagę.
Ustalmy granice - miło, jak koleżanka nas czasem odwiedzi, ale kiedy codziennie wpada na kawę, może to być męczące. Zwłaszcza kiedy wiemy, że mamy ważniejsze dla nas sprawy do załatwienia. Pogaduszki? Takie rozmowy o niczym zamiast rozerwać, potrafią jedynie mocno poirytować i rozdrażnić. Szkoda na nie naszej energii! Również tzw. toksyczni znajomi powinni zniknąć z naszego życia - wysysają z nas siły, zajmują nasz cenny czas, a i tak wciąż pozostawiają w poczuciu winy.
Wprowadzić zmiany w plan dnia.
Ile razy przeciętny internauta sprawdza pocztę internetową? Więcej niż raz, to pewne. Czasem w ciągu godziny potrafimy zerknąć kilkanaście razy, czy ktoś do nas nie napisał. Jaka to strata czasu i energii! Może więc obiecajmy sobie, że pocztę sprawdzać będziemy jedynie rano lub wieczorem? Jeśli od razu odpiszemy na najważniejsze maile, nie będą nam się gromadzić zaległości. Ograniczmy też rozmowy przez komunikatory. Wyłączmy wieczorem komórki. A z początku, zapisujmy przez dwa tygodnie, ile czasu na co poświęciliśmy – potem usiądźmy i przeanalizujmy, kiedy marnujemy najwięcej energii. Może być ciężko odzwyczaić się od pewnych nawyków, jednak już po kilku tygodniach zauważymy, że przy dobrej organizacji czasu mamy zdecydowanie więcej. Wówczas, bez wyrzutów sumienia, możemy nawet czasami nieco… poleniuchować!
Ustalić hierarchię rzeczy ważnych.
Dla nas, nie dla innych. Co nas cieszy, odpręża i sprawia przyjemność? Jeśli lubimy czytać, postarajmy się znaleźć choć pół godziny w ciągu dnia, kiedy nikt nam nie przeszkadza. Może rano, przy porannej kawie, zamiast włączać komputer, usiądziemy wygodnie w fotelu z książką w ręku? Lub też wieczorem, kiedy dom zasypia? Coś kosztem czegoś – zawsze jednak możemy wyeliminować jakąś czynność, która jest typowym zjadaczem naszego czasu. W dzisiejszych czasach, to najczęściej Internet. Bezsensowne przeskakiwanie od strony do strony może zajmować nam godzinę lub dwie… dziennie!
Nauczyć się samodyscypliny.
W pracy spędzamy dużą część dnia, starajmy się więc efektywnie wykorzystywać czas, by nie brać niepotrzebnie papierów do domu. Ustalmy priorytety – najpierw obowiązki zawodowe, potem możemy porozmawiać z koleżankami z sąsiedniego biurka lub zerknąć na prywatną pocztę. Pracę i tak musimy wykonać, a jeśli zaległości nam narastają, zaczynamy się denerwować. Taki stres zaś wcale nie działa motywująco. Co więcej, dużo energii tracimy na szukanie w bałaganie potrzebnych dokumentów. Może więc dobrze rozpocząć kolejny dzień od posprzątania biurka i wzięcia się za robotę? Na kawę będzie czas… w przerwie!
źródło: „Zwierciadło” 10/1944
Anna Curyło