Haruki Murakami „Norwegian Wood”

Mało kto potrafi tak lekko i precyzyjnie jak Murakami opisać monotonię codzienności
/ 24.03.2006 12:53
haruki-kurakami-copy.jpg
 
Zastanawiałem się, co jest najbardziej pociągające w książkach Harukiego Murakamiego. Nie było to łatwe – jego powieści przypominają sny, a nie mogę powiedzieć, żebym zbyt dobrze rozumiał swoje sny. Potem przyszło mi do głowy, że cenię jego spokój i powolność. Murakami jest mistrzem szczegółu, drugiego planu, nie spieszy się.

Trudno wskazać innego współczesnego twórcę, który z taką precyzją, lekkością i humorem umiałby opisać monotonię codzienności, nie popadając przy okazji w ciągnące się przez dziesiątki stron opisy zastawy stołowej. U Murakamiego monotonia ma sens i rytm, jest stonowana i stylowa. Wynika to w dużej mierze z faktu, że książki japońskiego pisarza modyfikują klasyczny schemat powieściowy – nie opowiadają o konflikcie i osiąganiu celu, ale o utracie i odnalezieniu harmonii w świecie, który donikąd nie zdąża.
„Norwegian Wood” nie odbiega w tym względzie od innych jego książek. Mamy tu do czynienia z utraconą harmonią dzieciństwa i odnalezioną harmonią dorosłości. Ta nostalgiczna, narysowana ironiczną, delikatną kreską historia miłosna, rzecz o emocjonalnym dojrzewaniu, nie dąży do oryginalnych rozwiązań fabularnych ani gwałtownych zakrętów akcji. Nie wpada w sentymentalizm. W powieści powracają zresztą rozmaite obsesyjne motywy pisarstwa Murakamiego – samobójstwo, choroba psychiczna, zaginięcie, samotność, obojętność, poszukiwanie ciepła i czułości. Pod koniec lat 60. 20-letni Watanabe studiuje w Tokio nieciekawy kierunek na kiepskiej uczelni. Życie studenckie rozrywane jest konfliktami między tradycyjną prawicą a zwolennikami naiwnej lewicowej rewolty. Watanabe nie zajmuje stanowiska, jest zdystansowany, trochę zagubiony, bardziej interesuje go czytanie amerykańskiej literatury, słuchanie jazzu i włóczenie się po ulicach metropolii (przypomina w tym nieuchronnie samego autora z lat młodości). Pewnego dnia spotyka Naoko, dziewczynę, którą poznał kiedyś w swoim rodzinnym mieście, i zaczynają się problemy. Murakami lubi podkreślać (w innych książkach jest to wyrażone wprost), że układ ludzkich konstelacji, w jakich przyjdzie nam spędzić życie, jest z góry określony. Zadaniem każdego człowieka jest poddanie się nurtowi egzystencji i odszukanie swojej konstelacji. Młody Watanabe znajduje się na początku tej drogi. Fascynującej drogi, której japoński pisarz poświęcił wszystkie swoje powieści. I tak jak Emirowi Kusturicy krytycy wypominają, że ciągle kręci ten sam film, tak ci, którzy nie lubią pisarstwa Murakamiego, zarzucają mu, że opowiada wciąż jedną historię w rozmaitych wariantach.
„Norwegian Wood” stało się w Japonii wielkim bestsellerem (3,5 miliona sprzedanych egzemplarzy). Nie sądzę, żeby sprawił to wątek romansowy. Już raczej to, że pisarzowi udało się trafnie odmalować obraz pierwszego pokolenia w historii Japonii, które zaczęło żyć na własny rachunek. Bohaterowie Murakamiego nie żyją w tradycyjnych wspólnotach rodzinnych ani nie pracują w wielopokoleniowych koncernach. Są samodzielni i samotni zarazem. Ich wyobcowanie jest z pewnością rodzajem pisarskiej kreacji, ale musi mieć też coś wspólnego z kryzysem tradycyjnego społeczeństwa. Zresztą, jak zauważyłby bohater Murakamiego, „nie mam pojęcia, co ludzie widzą w tej całej historii, i – prawdę powiedziawszy – nieszczególnie mnie to interesuje”.

Piotr Kofta/ Przekrój

Haruki Murakami „Norwegian Wood”, przeł. Dorota Marczewska i Anna Zielińska-Elliott, Muza, Warszawa 2006