„Ciuciu, masiełko i kuciaćka plosiem” - wypowiedziane w sklepie zdecydowanie zapewniłoby mi miejsce na liście z napisem „Tych klientów nie obsługujemy!”, natomiast „Cień dobly” - skierowane do sąsiada, skutkowałoby pełnym politowania spojrzeniem i wymownym stukaniem się w czoło.
Prawda? Prawda! Za kogo by mnie wzięto? Za dziwaka? Idiotę? Czy po prostu osobę mającą problemy w rozwoju umysłowym, którą jak najszybciej należy odizolować? Nie wiem, ale do którejś z tych grup na pewno zostałbym zaliczony. Czy ktokolwiek chciałby, aby się w ten sposób do nich zwracać? Zachowywać się jak idiota, odzywać jak do idiotów?
Nie, nie i jeszcze raz nie! Zapewne każdy by zaprzeczył. A skoro tak, to... dlaczego tylu ludzi dokładnie w ten sposób traktuje dzieci? Mniejsze, większe, umiejące już mówić i te dopiero się uczące...
„Jaki ślićny chłopcik! Duzi, duzi, siupel niunio!” - lecą słowa zachwytu od jednej pani.
„Monisia ciudna dziewcinka jeśt, psituli się?” - kolejna ciocia ćwierka nad roczną dziewczynką.
I tak w kółko, raz za razem... Nie rozumiem, czemu stało się to normą. Dzieci uczą się od nas, prawda? Poznają świat dzięki nam, a wiele rzeczy po prostu naśladują. Jak więc można oczekiwać od dziecka, że zacznie mówić poprawnie, skoro ich tego nie uczymy? Jakim prawem potem taki rodzic ma pretensje do synka, czy córeczki, że „nieładnie mówi”, skoro dokładnie takim językiem do niego przemawia? Jakby było upośledzone, nie rozumiało normalnej mowy. Błąd – od bobasa dziecko uczy się rozróżniać i rozpoznawać znaczenie wypowiadanych przez nas słów. Kto ma roczne, nie mówiące jeszcze dziecko ten doskonale wie, że taki berbeć rozumie większość z tego co się do niego powie, pokazuje odpowiednie rzeczy zgodnie z ich nazwami, wykonuje proste polecenia, przecząco lub twierdząco odpowiada na pytania (choć jedynie gestem). Ale ROZUMIE!!! Dlaczego więc wraz z pierwszymi samodzielnymi słowami dziecka, większość dorosłych dostaje małpiego rozumu i mamy „ciuciu” zamiast „cukierka”, „nyny” - zamiast „spania”, „situ-situ” - w miejsce „siusiu”, „amciu” - przy „jedzeniu” itd. itp. To nie dzieci sobie te słowa wymyślają – to dorośli je im podsuwają. To nie dzieci mają problemy z seplenieniem, czy zmiękczaniem nadmiernym wyrazów – rodzice, ciocie, babcie i znajomi – oni wszyscy uważają, że tak należy do dziecka mówić...
Stąd mój apel – nie traktujmy dzieci jak idiotów, bo sami tego byśmy nie chcieli. Uczmy je czystego, ładnie brzmiącego języka i właściwych nazw na otaczające je przedmioty, zjawiska i cały świat. Nie zaszkodzi, a pomóc może... w szybszym rozwoju naszego malucha. Nawet jeśli niektórym wydaje się, że wiedzą lepiej...
Rafał Wieliczko