Dom Augusty

Opowieść o rodzinie, w której z pokolenia na pokolenie kobiety przekazują sobie ciemny wzór losu.
/ 08.09.2006 12:24
dom1.jpgW powieści Majgull Axelsson wpada się z kretesem. Rzadko zdarza się dobra literatura z zacięciem społecznym, która nie zatrąca o tanią publicystykę. Właściwie nie widzę – poza Axelsson – autora, któremu by się to ostatnio powiodło. „Dom Augusty” jest jej trzecią powieścią przełożoną na polski.
I tym razem pisarka pokazuje rysy na wyidealizowanym obrazie szwedzkiego państwa opiekuńczego. Według niej Szwecja to państwo niemal kastowe, gdzie wyższe i niższe klasy żyją w zamkniętych światach i nie stykają się ze sobą. Chyba że, jak w nowej powieści, należą do jednej rodziny. Siebie samą pisarka nazwała „rozpieszczoną księżniczką szwedzkiego dobrobytu”, która przejrzała na oczy, kiedy w latach 80. zaczęła pracować jako dziennikarka. Idealny system społeczny zaczął ujawniać ciemne strony: wyszło na jaw chociażby to, że w latach 50. masowo sterylizowano niepełnosprawnych umysłowo, a dotknięte taką niepełnosprawnością „gorsze” dzieci zabierano rodzicom i umieszczano w domach opieki. Prawda prawdą, ale czy można napisać o tym powieść bez łopatologii i łatwizny emocjonalnej? Można, jak się okazało, oczywiście jeśli nie opowiada się jedynie o tym. Axelsson w „Kwietniowej czarownicy” ledwie dotyka tego problemu. Siła jej powieści tkwi bowiem nie tyle w społecznej słuszności, ile w przekonującym życiu wewnętrznym jej postaci i w samej narracji, często zbliżonej do baśni. Taki jest też „Dom Augusty” – opowieść o rodzinie, w której z pokolenia na pokolenie kobiety przekazują sobie ciemny wzór losu.
„Mam jakąś łatwość identyfikowania się z ofiarami (...), z ludźmi, którzy są pozbawieni wpływu na własne życie” – mówiła pisarka. W jej powieściach kobiety są często ofiarami, ale także oprawcami. „Dom Augusty” rozgrywa się w robotniczym świecie, w cieniu kopalni, potem fabryki, od początku XX wieku aż po współczesność. Tytułowa Augusta, wychowanka sierocińca, jest socjalistką, a jej rodzinę od głodu ratują paczki od robotników radzieckich. Próbuje być też działaczką, ale jej energia wypala się przez codzienność domowej biedy. Ukrywa tajemnicę – niechęć do córki. I ten wzór obcej matki i samotnej córki będzie się powtarzał aż po lata 90., aż po Alicję, historyka sztuki i nastoletnią Andżelikę. W tym świecie bici biją, zranieni w dzieciństwie ranią swoje dzieci – i tak bez końca. Co jeszcze łączy te kobiety? Łatwowierne oddawanie się mężczyznom, utrata kontroli nad swoim życiem. Jest tylko jedna sfera, w której mogą się zadomowić – opowieści, które najpierw snuje Augusta, a potem jej następczynie. No i dom, do którego uciekają. Axelsson splata plany powieści, miesza świat realny i baśniowy. Robi to tak misternie, że można się zatracić, zejść w sam środek narracji. A to jedna z wielkich powieściowych przyjemności. „Żyjemy w czasach opowieści. Pan tego nie zauważył?” – pyta Alicja. Nie wiem, czy my też dziś żyjemy w takich czasach, wiem jednak, że na pewno potrzebujemy opowieści. Właśnie takich.

Justyna Sobolewska/ Przekrój

Majgull Axelsson „Dom Augusty”, przeł. Katarzyna Tubylewicz, W.A.B., Warszawa 2006