Przyznajmy od razu: nietypowej. Tak jak nietypowym pisarzem jest Piotr Wojciechowski. Ni to realista, ni konfabulator. Niby twardo przyczepiony do ziemi, a jakby jednym palcem w innych światach. Akcja, a raczej liczne akcje jego nowej powieści są wzięte niemal z literatury przygodowej, jakiegoś „Hrabiego Monte Christo” pomieszanego z Johnem Le Carré. Z jednej strony cała masa zdarzeń i faktów zupełnie prawdopodobnych albo wręcz prawdziwych, z drugiej – totalne zmyślenia. A jeszcze co jakiś czas w materię opowieści wtrąca się narrator ze swoimi prywatnymi uwagami. I nie wiesz: kpi czy o drogę pyta. Chce udowodnić, że był przy wszystkim, czy dać do zrozumienia, że i on jest częścią powieściowej bajki?
A przecież sprawa jest poważna. Na przykład: co będzie dalej z Rosją? Wojciechowski stawia wyjściową tezę, że Rosja długo nie wytrwa w obecnym stanie państwa i narodu. Demokracja a la Zachód jest jej w istocie obca. Można przypuszczać na podstawie resentymentów i głębinowych ruchów społecznych, że będzie zmierzała ku którejś ze swoich wersji caratu – wszak nawet komunizm był jego zwichrowaną odmianą. Zachód, który pod koniec XX wieku wygrał wielkie starcie z głównym antagonistą, nie będzie jednak mógł sobie pozwolić na trzymanie tego nieobliczalnego potwora poza kontrolą. Przewidując rozwój politycznych wypadków, zachodni analitycy postanawiają po cichu posterować przyszłą historią. Pozwolą Rosji być tym, kim chce, ale jednocześnie to oni zdecydują, kto będzie przyszłym monarchą. Mieć takie wpływy w garści – cóż za polityczny majstersztyk!
Kto to wszystko może niewidocznie zorganizować? Oczywiście służby specjalne. No i służby biorą się do roboty. Odkrywają ślady prowadzące do dzisiejszych potomków prawdziwych rosyjskich rodów książęcych. Porywają pewną młodą niewiastę z sekty buddyjskiej... No, nie będę zdradzał, co się tam dalej dzieje, bo to w końcu także powieść przygodowo-sensacyjno-szpiegowska.
Jest tam mnóstwo innych wątków, łącznie, a jakże, z miłosnymi, zdumiewających swoją wynalazczością i napawających podziwem dla wiedzy i wyobraźni autora. Dzieje rewindykacji polskich majętności dworskich zagarniętych onegdaj przez wojennych łupieżców sowieckich przeplatają się z losami osób o tak pokrętnych życiorysach, że każdą z nich można by uczynić bohaterem osobnej powieści.
Aż prosi się zadać pytanie, czy „Doczekać nowiu” ze swoją wersją historii sterowanej przez służby specjalne jest jakąś odpowiedzią – serio? ironiczną? – na dzisiejsze obsesje Kaczyńskich, Wassermannów i Macierewiczów? Może. Ale doradzałbym ostrożność przy takich skojarzeniach. Dłużej (dobrej) literatury niż (kiepskiej) inwigilatury.
Tadeusz Nyczek/ Przekrój
Piotr Wojciechowski „Doczekać nowiu”, Świat Książki, Warszawa 2007