Opatulona lekkim hałasem ciszy (taki stan znają z pewnością ci, co w pośpiechu dnia znajdują godzinę na powolne sączenie kawy w uroczej kawiarence), siedząc w przytulnym lokalu, delektuję się aromatem parującego wciąż, z reguły przez nieuwagę przesłodzonego nieco, kawowego napoju.
Nic się nie dzieje, a mam wrażenie, że z boku obserwuję pełen akcji, choć w zwolnionym tempie, film. Raz za razem otwierają się drzwi do kawiarni i moim oczom ukazuje się kolejna barwna postać, której pojawienie wprowadza nieco ożywienia w senną atmosferę weekendowego popołudnia. Nadchodzącą wiosnę widać w cieple i kolorystyce najnowszych trendów mody: barwne rajstopy, oryginalne nakrycia głowy i intrygujące wzory na torebkach zwiastują odejście tego lata od czerni, szarości i fioletu. Za to już teraz radośnie zazielenił się świat, pokrywając odcieniami oliwki, seledynu, kiwi czy khaki. Ta zieleń uspokaja, ale i nastraja optymistycznie, kawa zaś po chwili nabiera nowego smaku. Pijąc ją nieśpiesznie, niczym wtopiony w otoczenie niewidoczny obserwator, przypatruję się uważnie kolejnej fali ludzi, jaka zaczyna przelewać się przez kawiarenkę. Nie ma tu przypadkowych przechodniów – każdy zjawia się w poszukiwaniu tak potrzebnej organizmowi dawki upragnionej kofeiny.
Kelnerki widząc łapczywie pochłaniające zapachy nozdrza i błagający wzrok spragnionego, trudno nawet zliczyć którego z kolei, klienta, już krzątają się niczym pszczółki w gwarnym ulu, próbując skrócić dłużący są w nieskończoność czas wyczekiwania na utęsknioną filiżankę kawy. Wciąż nic i nikt nie zakłóca spowolnionego tempa błogiego i nastrojowego dnia, jakby dwa sprzeczne z sobą światy istniały w różnych, prawie niedostrzegalnych, wymiarach. Nawet telefony milczą zawstydzone, bojąc się naruszyć tak idealną harmonię tej hałaśliwej ciszy. Aż chciałoby się jedynie za Faustem zawołać: „chwilo, trwaj, jesteś piękna!”
Tak więc siedząc w rogu, spokojnie sączę teraz już lekko wychłodzoną kawę, i oddaję się słodkiemu nicnierobieniu. Dobrze mi tu, wtulonej w głęboki fotel, tak blisko ludzi a tak daleko od drugiego człowieka. Czas tutaj też płynie inaczej. Ważne sprawy, które często zaprzątają nam niepotrzebnie głowę, w takim miejscu tracą jakby na znaczeniu - zapominamy nawet o czekającym nas spotkaniu z nielubianymi teściami, złośliwym szefie czy zalegającym czynszu za mieszkanie. Rozmowy jakim się przysłuchuję, nawet te o niczym, nabierają głębszego znaczenia. Co ciekawe, tutaj każda niedoskonałość okazuje się doskonale wkomponowywać w całość – czy to filiżanka nie pasująca do spodeczka, czy zabłąkany pajączek wolno spacerujący po obrusie.
Chciałoby się taką chwilę zapakować w serwetkę, i wziąć na wynos. Przedłużyć uczucie błogiego spokoju. Wciąż jednak kawiarniane życie wielu osobom kojarzy się ze zbędnym, nikomu niepotrzebnym burżujstwem. Bo jak to? Tak siedzieć i nic nie robić, a do tego za filiżankę zapłacić tyle, co za opakowanie smacznej kawy? Nie warto! W domu też ładnie, znacznie taniej, zaś nastrój można wprowadzić przez odpowiedni dobór płyt czy towarzyszące nam świece.
Trudno się nie zgodzić, ale i… trudno czasem odmówić sobie przyjemności. Wyrzuty sumienia zostawiam więc w domu, za to znajdując się gdzieś „między”, siadam w kawiarnianym ogródku, i pozwalam myślom na oderwanie się od teraźniejszości.
Ot, trwam. Obserwuję pędzący dokądś świat
.
Zawieszona między… teraz to już jedynie jednym a drugim łykiem ulubionej latte.
Można się dosiąść. Zapraszam!
Anna Curyło