A jak bardzo sugestywnej? Niedawno podczas serii publicznych czytań nowego opowiadania grozy aż 67 osób zemdlało... Ponoć przy słowach „kukurydza” i „orzeszki” kolejne ofiary osuwały się na ziemię. Nawet jeśli był to częściowo performance fanów pisarza – wynik imponujący.
Po sukcesie „Fight Clubu” Palahniuk stał się w wielu kręgach obiektem kultu. Nie tylko z racji mrocznego świata sex & drugs. Jego książki są jak ładunek wybuchowy podłożony pod współczesną cywilizację, opakowany dla niepoznaki w popkulturowe fatałaszki. To literatura krytyczna w stanie czystym, która tym różni się od naszych rodzimych prób literackich, że jest pozbawiona złudzeń. Takich choćby, że złem są jedynie korporacje lub sam kapitalizm i wystarczy zmienić system, by było lepiej. Palahniuk sięga głębiej, dociera do podstawowego skażenia świata i człowieka. Ot, choćby „Rozbitek”; bardzo amerykańska historia o tajemniczej sekcie i medialnym proroku w gruncie rzeczy opowiada o wychowaniu do niewolnictwa, któremu w różnym stopniu ulegamy wszyscy.
– Myślicie, że nie jesteście niewolnikami? – mruga do nas Palahniuk. „Wszyscy jesteśmy godni politowania” – to mówi z kolei bohater „Rozbitka” Tender Branson, co w jego, całkowitego popaprańca, ustach brzmi przewrotnie. Tender opowiada swoją historię w samolocie, który ma się rozbić u brzegów Australii. Jest jedynym pozostałym przy życiu członkiem Kościoła Wyznawców, sekty zamkniętej na świat zewnętrzny i jednocześnie ciągnącej z niego zyski. Oto starsi Kościoła wysyłali swoje dzieci na służbę do ludzi z zewnątrz. Dostarczali światu wyszkolonych służących gotowych w dodatku w każdej chwili popełnić samobójstwo.
Tender należy do gatunku sterownych robotników, a więc kiedy zostaje sam, łatwo zaprząc go w kolejny kierat. Wpada w łapy agenta, który zamienia go w sterydowego proroka i zarabia na nim grube pieniądze. W tej części książki w pełni widać zmysł satyryczny Palahniuka. Na przykład jaką największą krzywdę można wyrządzić Amerykanom? Zdradzić wynik superpucharu baseballowego w połowie meczu.
Tender ma szansę wydobyć się z niewolniczej skorupy, tylko czy to w ogóle możliwe? U Palahniuka z rasy niewolników raczej nie wyrastają ludzie wolni. Do istniejących etykietek, którymi krytycy zwykli określać pisarza, takich jak nihilista, seksista, minimalista (maksymalnie oszczędny styl), można by więc jeszcze dodać – nie-tzscheanista. Palahniuk obnaża rozmaite formy niewoli, ale nie wskazuje drogi wyzwolenia, nie pretenduje do roli pisarza guru. Gdzieś tam napomyka tylko: przekonanie, że cokolwiek mamy na własność, to złudzenie. „Im mniej posiadasz, tym więcej możesz zdziałać” („Fight Club”). I tyle. Bardziej zależy mu na tym, żeby jego opowieści można było odbierać fizycznie. Na przykład żeby choroba bohatera przeniosła się na czytelnika. Czy opowiadanie „Guts” czytane w Polsce również pozbawiłoby kogoś przytomności?
Wydawco, nie daj nam długo czekać. Na razie możemy tylko z ulgą przyznać, że Palahniuk miał szczęście. W przeciwieństwie do „Fight Clubu” tu akurat miał szczęście do tłumacza. Tę prozę, pozornie mało skomplikowaną, łatwo bowiem zarżnąć na śmierć. Ten Palahniuk ocalał. To tylko jego bohater ciągle usiłuje się rozbić.
Justyna Sobolewska/ Przekrój
Chuck Palahniuk „Rozbitek”, przekład Lech Jęczmyk, Niebieska studnia, Warszawa 2006