To już przedostatni tom poczynań rezolutnej panny Hathaway. W przeciwieństwie do poprzedniego, Richelle Mead oszczędziła nam powtórki z rozrywki i zamiast rozbudowywać książkę o zbędne wprowadzenie, od razu przeszła do konkretów.
Rose udało się uciec przed Dymitrem, lecz ten nie daje za wygraną. Wysyła jej listy z pogróżkami, w których nie pozostawia jej złudzeń. Z chwilą, gdy dziewczyna opuści Akademię, będzie próbował ją znaleźć, a gdy ją dopadnie... Chyba nie muszę kończyć, co to oznacza. Pomimo tego, że Rose po powrocie z Rosji związała się z Adrianem Iwaszkowem, dalej myśli o swoim byłym kochanku, a nawet przygotowuje pewien plan mający na celu przywrócenie Dymitra do dawnej postaci dampira.
Problem w tym, że aby tego dokonać potrzebuje pomocy osadzonego w więzieniu Wiktora Daszkowa, który niegdyś znęcał się nad jej przyjaciółką Lissą, wykorzystując jej moce dla własnych celów. Zanim dojdzie do tej szalonej eskapady, Rose będzie musiała zdać egzamin na strażniczkę i to celująco, żeby móc w przyszłości opiekować się młodą Dragomirówną. Choć i to nie jest takie oczywiste, bo jak się okazuje, życie poza murami szkoły niesie za sobą wiele niespodzianek i to niestety nie zawsze tych pozytywnych...
Richelle Mead dalej zaskakuje. W mocy ducha jest pełen nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest to najlepszy tom tej sagi. Tak jak w poprzedniej części, akcja rozgrywa się poza murami Akademii i to nie dlatego, że panna Hathaway tak sobie zażyczyła, znowu wyruszając na jakąś straceńczą wyprawę, a dlatego, że wraz z egzaminem zakończył się ten z założenia beztroski okres jej życia. Teraz wraz z Lissą, Adrianem, Christianem i Eddiem przeniosła się na dwór królowej Tatiany. W każdym z bohaterów nastąpiła przemiana, nawet w Adrianie. Ostatnie wydarzenia odcisnęły na nich duże piętno. Wszyscy wydorośleli, zwłaszcza Rose. Choć przybywa jej wrogów, ta się nie poddaje. Dalej tryska wybornym poczuciem humoru i kąsa sarkastycznymi uwagami. Jest twarda i nieustępliwa. I za to ją kochamy! Relacje między nią a Dymitrem się zapętlają. Nie sposób jednak zdradzić o co chodzi, żeby nie ujawniać fabuły. Powiem jedno. Mead nie odkrywa wszystkich kart. Mam wrażenie, że szykuje coś, co sprawi, że szczęki opadną nam z wrażenia do samej ziemi.
Autorka znowu dostarcza nam szereg emocji, przez wzruszenie i złość, po radość i rozczarowanie. Czytając tę książkę nie czułam się jak bierny widz, lecz czynny uczestnik tych wszystkich wydarzeń. Zżyłam się z bohaterami Akademii i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie zakończenia tej serii, co nastąpi już niebawem, bo w grudniu, gdy światło dzienne ujrzy ostatni tom. Dla wielbicieli Akademii to pozycja obowiązkowa. Dla wszystkich innych dobry powód, by sięgnąć po poprzednie części. Polecam!