Nie minęło wiele czasu, a wydawnictwo W.A.B. zaproponowało miłośnikom „mrocznej serii” kryminał zatytułowany „21:37”. Jako że książka, sygnowana już tylko nazwiskiem Mariusza Czubaja, właśnie zdobyła nagrodę Wielkiego Kalibru (przyznawaną podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału Wrocław 2009), postanowiłam sprawdzić, co kryje się za tajemniczymi cyframi w tytule. Spodziewałam się emocjonującej lektury w sam raz na jeden zimowy wieczór, i tutaj się nie zawiodłam. Kryminał napisany jest sprawnie, a główny bohater, choć po raz kolejny typ tzw. „wypalonego gliny po przejściach”, na swój sposób wzbudza sympatię. A że nie obyło się bez drobnych wpadek… cóż, te zdarzają się nawet najlepszym!
„21:37”. Temat na czasie. Kiedy raz za razem media, często z nieukrywaną satysfakcją, informują o seks skandalach w kościele katolickim, Mariusz Czubaj podąża tym tropem, umiejscawiając akcję książki w środowisku kościelnym. Fikcyjne żoliborskie seminarium staje się tłem makabrycznej zbrodni – ginie dwóch młodych kleryków, którzy, jak się okazuje, mieli powiązania z półświatkiem przestępczym. Inscenizacja ciał, na jaką natrafia przypadkowo zbieracz puszek i butelek, może sugerować krucjatę odbywaną przez szaleńca lub maniaka religijnego. Różowe trójkąty (symbol homoseksualizmu, a tym samym grzechu), worki na głowach oraz liczba 21:37 (dziś kojarzona z godziną śmierci Jana Pawła II) szybko kierują śledztwo na jeden tor. Krąg podejrzanych się zacieśnia…
W tym samym czasie w Lasku Aniołowskim w Katowicach policja natrafia na zwłoki kobiety. Sprawca zadał prawie czterdzieści ciosów nożem. Wybrał przypadkową ofiarę czy starannie zaplanował zbrodnię? Kluczem może okazać się ptasie pióro, które trzymała w ręce zamordowana…
Komisarz Rudolf Heinz. „Heinz. Jak marka ketchupu”. Nie współczesny James Bond, a doskonały profiler. W sprawach trudnych i skomplikowanych, gdzie potrzebne opracowania portretów psychologicznych, niezawodny. Heinz jest bowiem „najlepszym w kraju specjalistą zajmującym się typowaniem nieznanych sprawców przestępstw. Samotnym łowcą tropiącym dzikie, unikatowe sztuki w rodzaju seryjnych morderców, gwałcicieli czy piromanów”. Tutaj liczą się jednak nie metody pracy i osobowość, a szybkie efekty. Odkąd kilka lat wcześniej Heinz rozwiązał sprawę maniaka religijnego zwanego Inkwizytorem, umocniła się jego pozycja zawodowa w strukturze machiny policyjnej, jednak tamta sprawa wcale nie przysporzyła mu sympatii kolegów po fachu. Komisarz jest typowym samotnym wilkiem – takim trzymającym się wciąż na uboczu Brudnym Harrym. Alienista. Voodoo Child. Zniszczony na gębie pan „Wólczanka”. Teraz, wezwany przez centralę do Warszawy, musi przeniknąć do zamkniętego świata, gdzie obowiązuje tajemnica spowiedzi, a szerzy się donosicielstwo. Nie mija wiele czasu, a Heinz zaczyna dostrzegać pewne błędy w działaniu mordercy/morderców…
„21:37”. Już sam tytuł można interpretować na wiele sposobów. Z jednej strony ciekawie autor nawiązuje do współczesnej nam rzeczywistości, wprowadzając przy tym liczne nawiązania kulturowe (głównie do świata filmu i muzyki), z drugiej… jakiś niedosyt we mnie pozostał. Choć kryminał trzyma w napięciu, kilka wątków można by rozwinąć, co nie zwolniłoby tempa akcji, a jedynie rozbudowało fabułę o brakujące elementy. Na szczęście na 2010 rok jest już zapowiedziana kontynuacja przygód komisarza Heinza!
Książkę wydawnictwo reklamuje jako „klasyczny kryminał osadzony w polskich, bardzo współczesnych realiach”. No tak, trup ściele się gęsto. A Fellini w grobie się przewraca…
cyt. „21:37” Mariusz Czubaj/W.A.B.
Anna Curyło