Nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwie mnie już dziewczyną. Będę musiała kupować kremy z innej, droższej półki – wiadomo 30-tka to już zmarszczki na zmarszczce. Nie zadziałają na mnie już żadne diety. To ostatnia szansa na znalezienie wymarzonej pracy, chociaż kto wie, czy po 30-tce będę jeszcze stanowiła potencjał zawodowy. No i wreszcie, M. będzie musiał się ze mną ożenić. W końcu nie wypada po 30-tce być panienką. Na dodatek panienką z dzieckiem. Podobno według kanonów społecznych stanę się niemalże towarem drugiej kategorii.
Co to jakaś tradycja, że ludzi trzeba pognębić? Kiedy byłam w ciąży, co rusz życzliwi opowiadali mi historie o tym jak to krewnym czy znajomym królika urodziło się dziecko z ciężką wadą genetyczną czy rozwojową. Teraz co chwila znajomi uświadamiają mi, że moje życie już nigdy nie będzie tak samo szczęśliwe jak za czasów 20+. Fatum jakieś.
Fakt, były czasy, kiedy 30 stanowiło kres wszystkiego co wypada, ba niekiedy było nawet naturalną granicą życia. Jeszcze nie tak dawno kobieta po 30-tce musiała być już idealnie wyszkoloną, perfekcyjną w każdym calu, bezwarunkowo ŻONĄ, na co dzień pielęgnującą ognisko domowe, dbającą o liczne dzieci i podtrzymującą więź małżeńską codziennymi dwudaniowymi obiadami i perfekcyjnie zadbanym ogródkiem. Ale od czasów Drogi do Szczęścia czy Godzin wiemy doskonale jak takie scenariusze mogą sprawdzić się w praktyce dla tych którzy chcą czegoś innego czy czegoś jeszcze. Ja cieszę się bardzo, że urodziłam się po latach 50-tych.
A dzisiaj? Dzisiaj mogę robić wszystko co tylko mi się podoba. Po 30-tce nareszcie mogę się bez bicia przyznać, że nie chce mi się chodzić na całonocne rauty do klubów a ranem wracać, śpiąca, zziębnięta i przesiąknięta wszechobecnym dymem. Teraz już oficjalnie powiem, że wolę wizytę w kinie i resztę wieczoru w domu, najlepiej jedynie w towarzystwie najbliższych znajomych. Mogę też powiedzieć, że nie znoszę Sylwestra, ze społecznym nakazem hucznej i zakrapianej alkoholem zabawy. Po 30-tce mogę już też oficjalnie nie lubić zarwanych nocy. Ja kocham się wysypiać! Mogę w końcu zakładać na siebie to co się chcę, mówić to co chcę i mieć na tyle rozsądku, żeby opinie i komentarze innych mieć głęboko w nosie. To teraz można wreszcie powiedzieć nie i nie słyszeć jak to młodzież jest w tym kraju zdegenerowana. Degeneracja należy do 20-tek.
Nam, 30-tkom wolno wszystko. I niczego nie musimy się wstydzić. Więc jakoś mi wstyd, że jednak nie wpadam w tę depresję. Nie wpadłam w nią nawet wtedy, gdy moja 6 lat starsza siostra wypatrzyła na mojej głowie rzekomy siwy włos. Kto wie, może okaże się, że z siwizną mi do twarzy. A jak nie, to od czego są farby do włosów?
Marta Czabała