Bo Górniak właśnie się rozwiodła – oto news tygodnia. Szczęśliwie zakończyła dość ciężki dla wszystkich okres szarpania się w mediach z Darkiem Krupą o to, kto był lepszym rodzicem i kto przejmie opiekę nad ich synem Alanem i co rusz wyznając na łamach tak znienawidzonych przez nią i sępiących ochłapów w postaci informacji o jej życiu gazet (udające luksusowe magazyny o gwiazdach „Gala” lub „Viva!”, do których najczęściej udaje się ze swoimi życiowymi przemyśleniami Górniak, to też zbiór typowo popularnych i tabloidowych jak „Fakt” plotek o gwiazdach), jakie problemy targały ich związkiem, którego z kolei druga połowa w osobie Krupy nie wypowiedziała się ani słowem na ten temat. Edyta miała potrzebę wygadania się na forum o swoich prywatnych sprawach – po raz kolejny i zrobiła to wyjątkowo jak na swój sposób gustownie, stylizując się specjalnie przed aparatami kłębiących się przed salą rozpraw fotografów. Ponownie zrobiła ze swego intymnego życia show i stawiam na to, że specjalnie. Bo w dobie postępujących umiejętności dziennikarzy w „wyniuchaniu” newsa i zdarzenia dotyczącego jakiejś gwiazdy, uważam, że pewne sprawy da się ukryć przed mediami – jeśli się tego naprawdę chce. A Górniak przyzwyczaiła nas, że akurat na tym zależy jej jak najmniej.
Edyta Górniak już dawno przestała być według mnie utalentowaną artystką – jest po prostu gwiazdą. Owszem, nadal mającą niesamowity głos i świetne sceniczne przygotowanie, ale w ostatnim czasie, a raczej w okresie ostatnich 20 lat kariery, stała się nie ofiarą, ale głównodowodzącą całego szumu medialnego, jaki ma wokół niej miejsce. 20 lat kariery to dużo – jest już przecież dorosłą, odpowiedzialną kobietą, która mimo tego zachowuje się jak nastolatka. Wychodząc z wywiadu przeprowadzonego z dziennikarką bardziej lub mniej poważnego pisma jakby dla odreagowania wchodzi od razu w kolejne, tym razem lekko ubłocone buty gwiazdy, której dziennikarze życzą zwyczajnie śmierci (choć dzięki niej właśnie zejścia do grobu zaliczyć nie mogą, bo dzięki „Edzi” właśnie mają na życiodajny chleb). Pozwoliła im wpaść na ślub z Krupą, a potem oskarżyła o „mataczenie” zdjęciami, nie tylko tymi ze ślubu. Byli w najważniejszych momentach jej życia, a ona się ich potem co rusz wypierała. Sama wychowała to stadko, ale nie czuje się kompletnie za to wychowanie odpowiedzialna, jej jedyne biologiczne dziecko widać przecież na ustawkach fotograficznych w Zakopanem lub podczas zakończonego już show „Jak Oni śpiewają”.
To samo więc Górniak zrobiła ze swoim rozwodem: zapowiedziała go hucznie, choć bez konkretnej daty, ale co chwila dawała znaki, że ten czas się zbliża. Gdy więc „sępy” pojawiły się pod salą rozpraw, nie była zaskoczona. Z dziennikarzami nie zamieniła słowa przed i po wyjściu z sali rozpraw (co nie znaczy, że nie zrobi tego w najbliższych dniach z dziennikarką „Gali” lub Vivy!”, swoich ulubionych „wywiadowczych” pism), założyła tylko ciemne okulary i dystyngowanie, trzymając się z już byłym mężem pod ramię wyszła z sądu. Wszystko zaplanowane tak, jak lubi Górniak.
Siedząc na kanapie studio „Dzień Dobry TVN” Edyta Górniak wyraziła swoją opinię na temat kondycji rynku menedżerskiego gwiazd w Polsce. Uznawszy, że jest artystką, która wie więcej niż niejeden spec od wizerunku i prowadzenia kariery, zadała prowadzącym spotkanie – Magdzie Mołek i Andrzejowi Sołtysikowi, którzy dopytywali się o jej przyszłość artystyczną i kogoś, kto jej tę przyszłość pomoże zaprojektować – czy jest w Polsce ktoś, kto pod względem jej 20-letniego doświadczenia, a więc dłuższemu obyciu ze sceną niż niejeden taki menedżer, dorasta piosenkarce do pięt. Może w tym aspekcie nie ma, za to pod względem emocjonalnej dojrzałości znajdzie się wielu, którzy stwierdzą, że Górniak – tak jak dziennikarze jej – potrzebuje matki lub ojca, rodziców, którzy są zazwyczaj dla każdego wzorem postępowania i osobami, które powiedzą jej, żeby się opamiętała. Bo biologicznych rodziców zwyczajnie się wyparła. Najwidoczniej za wcześnie.
Ale może ktoś taki jak Edyta Górniak jest zwyczajnie w show-biznesie, a więc także i nam, potrzebna. Z rozwodem lub bez, płacząca na wizji lub nie.
Fot. MWmedia
Magdalena Mania