Codziennie po południu piję zieloną herbatę. Wybieram japońskie odmiany ze względu na ich specyficzny smak. Niektóre smakują jak łąka w letni dzień, inne mają w sobie coś morskiego, takie specyficzne połączenie bryzy, soli, ryb i wodorostów. Jednak najbardziej urzeka mnie ich szmaragdowy kolor – przejrzysty i migotliwy jak drogocenny kamień. Herbatę parzę w żeliwnym czarnym imbryku, zalewając starannie odmierzoną ilość liści wodą w odpowiedniej temperaturze. Najpiękniej prezentuje się w cienkich jak batyst, maleńkich czarkach z białej porcelany. Lubię ten moment przed wypiciem pierwszego łyku, kiedy długo przyglądam się świeżej zieleni naparu. Czasem łapię słoneczne promienie do mojej czarki. I tak już jest od lat. To mój czas. Czasem zapraszam bliskich do tej przestrzeni spokoju – wtedy razem odpoczywamy i cieszymy się piciem herbaty. Mistrz zen Thich Nhat Hann znalazł we mnie pilną uczennicę, gdy mówił: „Nie pij herbaty jak ktoś, kto połyka ją w czasie krótkiej przerwy w pracy. Pij powoli i z szacunkiem – wolno, równo, bez wybiegania w przyszłość – tak jak Ziemia z wolna obraca się wokół własnej osi”.
Wierzę w moc codziennych rytuałów. Uważam, że są sposobem na radość życia, antidotum na pośpiech, przeciwwagą dla wiecznej aktywności. A wreszcie aktem uwagi, który staje się aktem miłości do siebie, kiedy wreszcie świadomie wyrwiemy się z zaklętego kręgu długiej listy rzeczy do zrobienia. Wiecznie musimy zrobić to, czy tamto, gdzieś pójść, coś zaplanować – to nigdy się nie kończy. Gdzie w tym wszystkim jest chwila dla siebie? Nie egoistyczne skupienie się na sobie, ale przestrzeń, w której możemy na chwilę się zatrzymać, odsapnąć, zobaczyć, jak piękne dziś jest niebo czy oczy ukochanej osoby.
Tradycja zen naucza, że rytuał wymaga dopełnienia pewnych warunków, takich jak: spokój, skupienie i harmonia. Gdy są one spełnione, wtedy każda czynność może stać się rytuałem: gotowanie, pisanie, zmywanie, kąpiel. Mam znajomego, który w trakcie gotowania przez cały czas utrzymuje w kuchni niezwykły porządek. Żaden ruch nie jest chaotyczny czy przypadkowy. Na blacie kuchennym stoją staranie pokrojone składniki dania. Wszystko, co zbędne, jest niezauważalnie sprzątane. Już samo obserwowanie tego człowieka przy pracy uspokaja, gdyż on sam, będąc całym sobą w tej zwykłej czynności, staje się spokojem, nadając gotowaniu wymiar rytuału. Albo zwykły powrót do domu po pracy może być także odświętny, gdy zamiast iść zwykłą trasą, przejdziemy przez park, na chwilę przestaniemy się śpieszyć, przysiądziemy na ławce, popatrzymy na zabawy kaczek na wodzie, dostrzegając kolory ich piórek, a nawet charaktery. Spontanicznie zaczniemy inaczej oddychać, spokojniej, pełniej. Uważność pojawi się naturalnie, obserwacja kaczek stanie się medytacją, a my urzeczywistnimy choćby na chwilę ideały zen: „Żyj chwilą obecną. Tylko ta chwila jest życiem. Nie przywiązuj się do przyszłości. Nie martw się sprawami, które masz do załatwienia. Nie myśl, że musisz wstać i coś zrobić”.
#wpełnidlasiebie: 10 sposobów, by częściej być tu i teraz
- Na dzień dobry zrób kilka głębokich oddechów.
- Uśmiechnij się i pomyśl: to będzie dobry dzień!
- Obiecaj sobie, że każdą czynność wykonasz powoli, uważnie i starannie.
- Przejmuj się tylko tym, co konieczne.
- Między czynnościami rób krótkie przerwy.
- Posiłki jedz w spokoju, zauważając każdy kęs.
- Zamiast komentować, obserwuj.
- Przypomnij sobie, co sprawia ci przyjemność i zrób to.
- Doceniaj drobne rzeczy i małe radości.
- Codziennie podziękuj za trzy rzeczy, za które jesteś wdzięczna.