Walentynowe S.O.S. dla singla

To, że 14 lutego to makabra dla każdego, komu brakuje drugiej połówki, wiadomo od dawna. Gdy człowiek jest do czegoś zmuszony przez dłuższy czas, albo się przystosowuje, albo znajduje sposób na obejście drażliwych tematów. Oto kilka propozycji na to, jak przeżyć zmasowany atak komercyjnej miłości i nie oszaleć. Albo oszaleć, ale pozytywnie i na luzie.
/ 11.02.2010 07:56
To, że 14 lutego to makabra dla każdego, komu brakuje drugiej połówki, wiadomo od dawna. Gdy człowiek jest do czegoś zmuszony przez dłuższy czas, albo się przystosowuje, albo znajduje sposób na obejście drażliwych tematów. Oto kilka propozycji na to, jak przeżyć zmasowany atak komercyjnej miłości i nie oszaleć. Albo oszaleć, ale pozytywnie i na luzie.

Na żółwia: czyli zwyczajnie zakopać się pod kołdrą, z laptopem lub książką pod ręką, objadać się czipsami, kolorowymi misiami-żelkami, lodami (co kto kalorycznego lubi pochłaniać, niech wpisze), nigdzie nie wychodzić, nie odwiedzać stron głównych największych polskich i zagranicznych portali, które ociekają właśnie w ten dzień od słodko-mdlącego różu (podobnie jak zresztą programy telewizyjne i radiowe, szczególnie stacji komercyjnych), miłosnych bajerów i „lepszych” porad dla singli, jak przetrwać 14 lutego. Nie zaszkodzi też wklepywać w siebie jedną ręką upiększających ciało różnych specyfików (bo na drugą połówkę najlepiej polować wtedy, gdy medialna, różowa nagonka się skończy i równie singlowa jak my zwierzyna wyjdzie z ukrycia, poczuwszy się bezpiecznie), pozapalać świece zapachowe, bo słodkie aromaty podnoszą poziom deficytowych w tym czasie endorfin, zrobić sobie bardzo odprężającą i głęboką kąpiel. Wszystkie te rzeczy wykonywać w swojej skorupce, czyli w domu, a na dźwięk dzwonka (choć pewnie graniczącego w signlowskim mieszkaniu tego dnia z cudem) nie wstawać od malowania paznokci.

Walentynowe S.O.S. dla singla

Na Spartanina: czyli odważnie wyjść z domu (koniecznie wyglądając jak drugie wcielenie Angeliny Jolie czy Brada Pitta) i iść w tłum zakochanych, nie wymiotując na widok całujących się par, usiąść w knajpie, w której umówiliśmy się z parą, która Walentynek nie obchodzi tak hucznie i słodko jak inne sparowane osobniki ludzkie, zamówić ulubiony napój i gadać o wszystkim, nawet o niespełnionej czy niedostępnej miłości, bez chowania się za kurtynę „a, bo jestem brzydka/ki, niezbyt inteligentna/y, faceci/kobiety to niewdzięcznicy” itp. TEGO ROBIĆ NIE WOLNO: Zerkanie w stronę połówek płci przeciwnej, które zajęte są obściskiwaniem i okazywaniem miłości swoim wybrankom serca, nie jest wskazane – aż taka odwaga nie wchodzi w grę. Odważnie to trzeba być w tym momencie singlem, a nie podrywaczem.

Na beksę: ci, którzy kategorycznie odmawiają wymazania wspomnień poprzedniej, nieszczęśliwej miłości, z którą wiązaliśmy (jak z każdą niemal w życiu) bardzo poważne – mężate czy dzieciate – plany, a teraz pozostało nam tylko ją wspominać i strasznie po niej się mazać czy wzruszać, mają dwa sposoby: albo rozgrzebywać w ten dzień zranione uczucia na modłę „ja go/ją dalej tak bardzo kocham...”, rozczulając się ze szklanką (a najlepiej butelką) wina nad albumem ze wspólnymi zdjęciami, albo palić – dosłownie. Wszystkie pamiątki, jakie mamy, wystarczy zebrać w jeden stosik (najlepiej w zlewie, by nie spowodować ewentualnego pożaru, gdy stosik przejdzie niezauważalnie w sięgający sufitu stos), zastanowić się dwa razy, czy chcemy, by poszły z dymem i dzięki temu zakończyć ten pełen upokorzeń sentymentalny okres wspominkowy, wrzucić tlącą się podpałkę na rzeczy i oglądać, jak twarz naszego przystojniaka na zdjęciu zwija się z palącego ognia, przypominając bardziej ogra niż naszego Romeo. Dla tych, którzy boją się, że jednak w trakcie pożaru rzucą się w dym i zaczną ratować żarzące się pamiątki, radzimy zaopatrzyć się w przyjaciela, który powstrzyma nas od nierozważnej próby reanimacji (nawet w mocno osmolonej już formie) dawnych „dowodów miłości”. A płakać można (a nawet trzeba) przy tym cały czas.

Na single party: imprezy dla singli, którzy już nie mogą wytrzymać w stanie pojedynczym, organizowane są bardzo często w różnych miastach Polski, także w okresie przedwalentynkowego szaleństwa. Jeśli więc nie masz zamiaru ani kisić się we własnej pościeli z lepiącym się od upiększającego mleczka ciałem, ani nie chce ci się ze znajomymi akurat w ten dzień spotykać, ani płakać nas swoim zmarnowanym życiem w akompaniamencie skwierczących w ognisku pamiątek po dawnej miłości, możesz się z lekkim sercem wybrać na taką niezobowiązującą imprezę. Poczujesz się jak ryba w wodzie: każdy, kto wpadnie na taką imprezę, podobnie jak ty szuka kogoś albo tylko na ten wieczór, albo na dłuższą znajomość – wystarczy, że się uważnie rozejrzysz dookoła, dojrzysz na ramieniu interesującej cię osoby odpowiedni kolor opaski, którą nosi (zazwyczaj są to dwa kolory: czerwony oznacza potrzebę znalezienia kogoś na dłużej, niebieski – szukanie towarzystwa tylko na jeden, a biały – że nie należy przeszkadzać, bo obiekt naszych westchnień już sobie kogoś znalazł) i do dzieła.

Na antyglobalistę: zwyczajnie nic nie rób. Ot, kolejny, normalny dzień w roku, podobnie jak wszystkie te, podczas których nic się nie świętuje. W sumie takich jest niewiele w roku, więc może wymyślisz własne święto z tej okazji braku okazji. A co.

Na zakochanie się: jeśli naprawdę nie masz pomysłu, jak przeżyć ten dzień, nie popadając w depresję i nie zaliczając następnego dnia kaca z powodu wypitych z powodu uczczenia samotnego żalu butelek wina, radzimy zwyczajnie – zakochaj się. Wszystkie chwyty podczas szukania obiektu miłości są dozwolone (o ile nie uciekniesz się do stalkingu, co przyniesie w efekcie skutek odwrotny, a w drastycznych przypadkach zakaz zbliżania się na 500 metrów do „ukochanego”): wypatrywanie w knajpach samotnych kobiet lub mężczyzn, którym brakuje towarzystwa lub którzy tak jak ty szukają drugiej połowy w oparach papierosowego dymu i dźwiękach klubowej muzyki, pomaganie w szukaniu książek w bibliotece, zatrudnianie w pracy praktykantek (lub praktykantów), których zwolnienie – jeśli okażą się zajęte i to już podczas wstępnej rozmowy o praktykach – nic nie kosztuje, organizowanie kółek zainteresowań lub warsztatów, na które przyjdą ciekawe tematyki osoby płci pożądanej, odwiedzanie portali randkowych i umawianie się z tamtejszymi samotnikami, słowem – sposobów jest wiele, wystarczy (tak, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić) wyjść do ludzi i z nimi rozmawiać. To daje zawsze efekty. Ostrzegamy jednak: do tego kroku trzeba się przygotować odpowiednio wcześniej, długo przed 14 lutego, a dodatkowo zastany, czyli zakochany stan rzeczy, utrzymać do i – jeśli nam zależy – jeszcze po Walentynkach. Bo do tego zobowiązuje właśnie zakochanie - do bycia z kimś. Czasem nawet wtedy, gdy się nie ma ochoty. A bycie singlem właśnie do niczego nie zobowiązuje.

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA