Głośno o nich ostatnio, ale nic dziwnego: one same nie dają o sobie zapomnieć dzięki swojej osiągającej najcięższe decybele „muzykalności”. Najbardziej charakterystyczny gadżet tegorocznego mundialu i jednocześnie najbardziej znienawidzony, prawdopodobnie będzie miał zakaz wstępu na stadiony RPA.
O o cały ten szum? O hałas właśnie, którego źródłem są kolorowe vuvuzele. Dźwięk przypominający brzęczące stado pszczół (naprawdę spore stado) od początku mistrzostw świata nieustannie – oprócz gwizdków sędziów i śpiewów kibiców – wypełnia mieszkania, w których panuje szał na punkcie piłkarskiego święta. Hałas, który jest coraz głośniejszy i coraz częściej spędza sen z powiek telewizji transmitujących mecze mistrzostw.
Kibice mówią o głębokiej irytacji z powodu nieznośnego dźwięku trąbek, Afrykańczycy cieszą się z nich z kolei tak, że dmą w nie, ile wlezie podczas piłkarskich spotkań. Jako pierwsi wnoszeniu trąbek na stadion zaprotestowali Hiszpanie, tuż po nich kolejne reprezentacje zaczęły zgłaszać swój sprzeciw w tej sprawie, również sama FIFA zaczęła napomykać o głośności instrumentu, który poważnie wpływa na komunikację sędziów z zawodnikami czy trenerów ze swoimi drużynami na boisku. Ale Afrykańczycy idą w zaparte – vuvzele to przecież nieodłączny element kibicowskiej zabawy i ich kultury.
Vuvuzele – afrykańskie trąbki z początku wykonywane z rogów antylop kudu (teraz to zazwyczaj czysty, chiński i tani plastik), które od kilkuset lat służyły do nawoływania plemiennej ludności na różnego rodzaju narady. Od 15 lat nieustannie pojawiają się na trybunach międzynarodowych meczów, podgrzewając temperaturę gry, ale również coraz bardziej krew coraz większej części kibiców, którzy ze swoimi zagrzewającymi okrzykami i piosenkami starają się wspierać swoją drużynę. I wydaje się, że podczas mistrzostw w RPA przeżywają istne apogeum popularności, a może bardziej zmasowany atak dzięki temu, że na trybunach zasiada ogromna rzesza Afrykańczyków – ci zaś vuvuzele traktują jak dumny i nieodłączny symbol narodowy, którego nie dadzą sobie tak szybko oderwać od ust.
Co najlepsze, na tych trąbkach da się ponoć ładnie i przyjemnie dla ucha grać – ale żeby wydobyć z nich coś więcej niż buczący dźwięk, trzeba lat praktyki, umiejętności i chęci. A większość zasiadających na trybunach „muzyków” jedynie dmie ile sił w ustnik, nie siląc się na żadne wirtuozerskie melodie – stąd hałas i postępująca głuchota kibiców.
Telewizje bronią się przed ekspansją vuvuzeli na swój sposób: istnieje technologia pozwalająca na wyciszenie dźwięku trąbek działa w telewizji (Audioanamix), ale co z ludźmi, którzy siedzą na trybunach stadionu i wręcz głuchną od hałasu?
Jak wyciszyć vuvuzele
Wydobywające się z vuvuzeli decybele to istna kakofonia dla ludzkiego słuchu – przekracza ona dozwolony, maksymalny próg bezpiecznego dźwięku dla naszych uszu, a więc ok. 50 decybeli. Jedna vuvuzela to hałas rzędu aż 127 dB – więcej niż lądującego samolotu! Światowa Organizacja Zdrowia przestrzega zaś, że zbyt długie przebywanie w hałasie powyżej 80 dB może spowodować głuchotę – a o tę w warunkach mundialowych, kiedy to na największym stadionie w Johannesburgu może zasiadać podczas meczu aż 95 tys. osób, nietrudno. Co gorsza, vuvuzele mogą być odpowiedzialne za roznoszenie zarazków odpowiedzialnych za przeziębienie i grypę, ponieważ przez trąbkę przechodzi bardzo dużo wydychanego powietrza i zarazków, jak stwierdziła doktor Ruth McNerney z London School of Hygiene.
Jaka rada dla kibiców? Zatyczki do uszu i jakiś płaszcz powstrzymujący tryskającą z trąbek ślinę. I dużo wytrwałości, w końcu takie święto ma miejsce raz na cztery lata. Gorzej z postępującą głuchotą, która może się odbić na całym życiu.
Magdalena Mania