Coraz większy dostęp do Internetu, możliwość swobodnego wyrażania w nim, najczęściej anonimowego, swoich opinii, licznie odwiedzane atrakcyjne portale tematyczne – główne powody, dla których warto było zaryzykować stworzenie tworu zwanego portalami społecznościowymi. Najprostszym i najbardziej podstawowym przykładem są fora dyskusyjne, które skupiają w sobie w dużej mierze stałych użytkowników, dyskutujących na interesujące ich tematy i skupiających się w grupy o podobnych zainteresowaniach. Nierzadko zdarza się, że takie grupy, z racji dłuższej znajomości przebywających na forum ludzi, są dość hermetyczne, określane nawet mianem „wzajemnych kół adoracji”, a bycie zaakceptowanym przez stałych bywalców wymaga nierzadko spędzania tam dłuższego czasu.
Większe możliwości niosą jednak portale skupiające w sobie tysiące, a nawet miliony użytkowników. Pierwszymi „społecznościówkami” były (i są) portale randkowe, pozwalające osobom nieśmiałym lub nie mającym szczęścia w odszukaniu w realu swej drugie połówki znaleźć kogoś za pośrednictwem Sieci. Anonimowość – bo nie trzeba było podawać swoich prawdziwych danych, wystarczał wymyślony nick – jaką dawał taki portal pozwalała stworzyć zakompleksionemu użytkownikowi nową tożsamość, najczęściej całkowite przeciwieństwo małomównego i niezbyt towarzyskiego typa, który nagle staje się duszą internetowego towarzystwa i nagle zyskuje wianuszek adoratorów. W ciągu kilku godzin spędzonych przed ekranem komputera można zyskać to, czego nie można było osiągnąć przez całe życie bezpośrednich kontaktów z ludźmi.
I tu jest pies pogrzebany – główny problem z portalami społecznościowymi, o którym często mówią psychologowie i socjologowie, jest taki, że niektórzy użytkownicy zatracają przez spędzanie w portalu całych godzin i dni umiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi w świecie rzeczywistym. I nie chodzi tylko o tych, którzy zdobywają umiejętność otwarcia się na innych podczas pierwszego zalogowania i zaproszeniu pierwszych dziesięciu osób do grona znajomych – także o tych, którzy wcale nie mają problemów w nawiązywaniu znajomości na uczelni czy w pubie. Dla obu tych grup użytkowników najważniejsze staje się surfowanie po portalu tylko po to, by wysłać zaproszenia do jak największej ilości osób, przyjęcie ich do grona znajomych lub odrzucenie i szczycenie się potem rosnącą liczbą przyjaciół na portalu jako wizytówki swojej popularności. Sposób na kompleksy? Też, ale czasem wynika to ze zwyczajnej nudy, ale i poczucia, że kreujemy coś ważnego, właśnie własną tożsamość, osobowość, ale tylko za pomocą kliknięć – wymiernej korzyści z tego nie ma, bo jest to przecież wirtualna, w jakimś sensie nierealna działalność, której nie da się wpisać do CV jako życiowego osiągnięcia. Liczby jednak kuszą, poczucie bycia człowiekiem, który ma dwa tysiące znajomych, pociąga, a kiedy przychodzi do rozmowy przy piwie z dawno nie widzianym kumplem, nagle okazuje się, że jedynym tematem jest dodanie wczoraj do grona kumpli Janusza Palikota. Bo właśnie do dodawania owych znajomych ogranicza się działalność większości portali tego typu.
Na takich zasadach działa grono.net i nasza-klasa.pl – pierwszy portal jednak jest skupiony wyłącznie na powiększaniu grupy przyjaciół i liczby dodawanych zdjęć, drugi zaś poszedł krok dalej – idea łączenia dawnych znajomych, których kontakty po zakończeniu szkoły podstawowej, liceum czy studiów nagle się urwały, okazała się hitem. Portal w szybkim tempie zyskał 11 milionów zarejestrowanych użytkowników, pozwalając odnaleźć się tym, których kontakty urwały się 40 lat temu i tym, którzy nie rozmawiali ze sobą dopiero od kilkunastu miesięcy. Dodatkowo, jak już w każdym takim portalu, możliwość dodania aktualnych zdjęć i tych dawniejszych, po których – jeśli nazwisko kolegi lub koleżanki wypadło nam z głowy – można rozpoznać znajomego. Jednak odświeżone znajomości to nie tylko przyjaźnie, czasem i sympatie, które musiały się rozejść z jakiegoś powodu, a teraz uczucie wraca – i czasami ma ono fatalne skutki w postaci rozbitych małżeństw. Jednak są to przypadki jednostkowe, problem jednak pozostaje – oprócz powrotu do ciepłych wspomnień i spotkań klasowych, portal nadal realizuje swoje założenie dodawania do grona znajomych jak największej ilości osób, które jest tak naprawdę główną osią jego działalności. Inaczej, choć w dużym stopniu podobnie, jest ze światowym już portalem, choć narodził się w USA, Facebook. To kolejna „społecznościówka”, która skupia w sobie już ponad 200 milionów użytkowników na całym świecie. Oprócz dodawania znajomych można się wymieniać różnymi aplikacjami urozmaicającymi pobyt na portalu: wypełnienie quizu „Którym bohaterem książki <
Jednym z ciekawszych rodzajów portali społecznościowych mogą być jednak te, które skupiają w sobie szukających pracy użytkowników, a także pracodawców, wybierających spośród zamieszczonych na portalu CV w profilach najodpowiedniejszego kandydata i proponujący mu pracę. Tutaj człowiek nie reklamuje się zdjęciem na tle swego nowego samochodu ani sięgającym liczebności ludności Lichtensteinu gronem znajomych – tutaj trzeba mieć konkretne wykształcenie, atrakcyjne doświadczenie zawodowe i kwalifikacje, by zostać zauważonym i mieć z tego wymierne, bo finansowe korzyści. Można jednak też znaleźć grupę dyskusyjną ludzi, którzy wykonują ten sam zawód co my lub udają się na jakieś wydarzenie i chcą o tym porozmawiać albo zorganizować większą ekipę na wyjazd, w tym ludzi z portalu.
Faza ekscytacji starymi i nowymi kontaktami należy już do historii portali – użytkowników nie przybywa, brakuje też świeżych elementów, np. podobnych do tych, jakie są Facebooku, które mogłyby na nowo wzbudzić zainteresowanie wirtualnymi społecznościami. Może przychodzi więc nowa-stara moda zawierania znajomości „w realu” – trudniejszymi w zawieraniu, angażującymi nas w coś, czego nie można zaleźć w Internecie i co jest bardziej wartościowe, choć trudniejsze w utrzymaniu niż rosnące liczniki znajomych profili – w znajomość z prawdziwym człowiekiem, który choć powie bolącą czasem prawdę, to mimo to wesprze działaniem, a nie współczującym wpisem na profilu, za którym nie kryje się nic prócz pustych frazesów.
Magdalena Mania