Za kilka dni na johanesburskim stadionie zostanie kopnięta pierwsza piłka tegorocznych mistrzostw świata w piłce nożnej. Gorący klimat, zarówno afrykańskiego lądu, jak i całej otoczki FIFA 2010, zachęca do zapoznania się z krótkim rekonesansem po historii tego najważniejszego, tuz po olimpiadzie, święta globu ziemskiego.
Pierwszy gwizdek na zielonej murawie usłyszany został w 1930 roku, w Urugwaju, jednak przygotowania do niego rozpoczęły się już 10 lat wcześniej. Pomysłodawca tego wydarzenia był Jules Rimet, przewodniczący raczkującej FIFY, który zaproponował, żeby stające się coraz popularniejsze angielskiee rozgrywki w piłce nożnej nazwać Pucharem Świata. 8 lat później rozpisano konkurs na pierwszego gospodarza mundialu – a przystąpił do niego... tylko jeden kraj, Urugwaj. Z racji braku konkurencji, ogłoszono go organizatorem pierwszych mistrzostw świata, które rozegrały się dwa lata później. A czas był trudny, bo cały świat, w tym Europa przeżywały największy kryzys gospodarczy XX wieku, zupełnie niesprzyjający pozytywnym nastrojom i jakimkolwiek inwestycjom w rozrywkę, jaką był sport.
Bardziej niż sytuacją finansową dumą unieśli się Brytyjczycy, którzy stwierdzili, że są w kopaniu biało-czarnej najlepsi i zwyczajnie nie wyściubili nosa z Wysp. Z kolei z innych powodów nie stawiły się pozostałe europejskie kraje, które skutecznie zniechęciła perspektywa kilkunastodniowej i drogiej podróży przez ocean. Wielka klapa wisiała w powietrzu, jednak w końcu reprezentacje Rumunii, Jugosławii, Francji i Belgii zdecydowały się wsiąść na statek i 4 lipca pprzybiły do brzegu Ameryki Południowej. W pierwszym mundialu wzięły więc udział 4 drużyny z Europy i 9 z obu Ameryk – w sumie 15 składów. Pierwszy mecz odbył się 15 lipca, bez żadnych eliminacji – ot, na murawę jako pierwsze wyszły drużyny Francji i Meksyku: licząca 3 tysiące widzów publiczność obserwowała, jak Europejczycy wbili do bramki przeciwników aż 4 gole, gdy tamci zdobyli tylko jedną. Do finału Francuzi się jednak nie załapali, jak zresztą żadna drużyna ze starego kontynentu – w ostatnim meczu (30 lipca) pierwszego mundialu walczyli Argentyuńczycy i gospodarze. Pierwszy gol strzelony z nogi Urugwajczyka Pablo Dorado padł już w 12 minucie gry (bezbłędny strzał między nogi bramkarza), kolejne jednak należały do gości, ale i to się zmieniło – w końcu szala przeważyła na korzyść Urugwaju (3:2) niesamowitym strzałem niepełnosprawnego – bo grającego bez utraconej w wypadku ręki – napastnika Hectora Castro. Urugwajczycy świętowali tak długo, hucznie i “wyskokowo” piękne zwycięstwo, że 31 lipca został ogłoszony przez prezydednta Juana Campisteguy dniem wolnym od pracy.
Sukces urugwajskiego mundial sprawił, że piłka stała się fetyszem – do kolejnego konkursu organizowanego przez FIFĘ stanęły już 32 drużyny chcące zagrać na włoskiej murawie. Odbyły się wówczas pierwsze eliminacje, które wyłoniły 16 najlepszych składów. Termin kolejnych mistrzostw miał miejsce w 1934 roku – kryzys powoli mijał, szaleństwo piłkarskie mogło się więc spokojnie toczyć swoim trawiastym torem. Tym razem honorem unieśli się zwycięzcy poprzedniego mundialu – Urugwajczycy jako powód swojej nieobecności w eliminacjach podali brak pieniędzy na wyjazd, jednak wszyscy wiedzieli, że prawdziwą przyczyną jest po prostu urażona duma gospodarzy mundialu sprzed 4 lat, na który nie przejechało tylu gości z Europy, ilu było zaproszonych. Po raz pierwszy w eliminacjach zagrała także Polska – niestety, odpadliśmy po pierwszym przegranym meczu z Czechami. Ten mundial był bardziej europejski niż międzynarodowy (spoza starego kontynentu na turniej stawiły się jedynie Argentyna i Brazylia), ale i tak emocji było równie dużo. W końcu w finale znaleźli się Włosi i Czesi, a mecz, który rozegrali, był jednym z najdłuższych w historii mundialu: trwał 90 minut plus 15 dogrywki. Wygrali gospodarze, którym co prawda złośliwi wytykali intensywny patronat Mussoliniego, ale jak przyznają badacze historii sportu – Włosi mieli zwyczajnie najlepszą drużynę i zwycięstow im się po prostu należało.
Kolejny mundial rozegrał się we Francji – i znów miał miejsce bojkot mistrzostw ze strony Urugwaju i na dokładkę Argentyny, którym nie w smak była organizacja drugich z rzędu mistrzostw w Europie. Do eliminacji stanęło 37 drużyn, w tym Polska, która w pięknym stylu zadebiutowała – choć przegrała – na francuskiej murawie w meczu z samą Brazylią. Ten mundial należał do jednych z najbardziej agresywnych w historii: miały miejsce kopniaki w brzuch, złamania i nakladanie gipsów na kontuzjowane nogi, nie mówiac już o broczących krwią nosach. W finałowym starciu z Węgrami ponownie wygrali Włosi – jeszcze szybsi, celniejsi i mniej “upolitycznieni” niż 4 lata wcześniej.
Magdalena Mania