Nadieżda Krupska była ciemnowłosa i dosyć atrakcyjna. Rewolucyjny zapał młodego Leninawywarł na niej wielkie wrażenie. Spacerowali bulwarami nad Newą i gawędzili o obaleniu kapitalizmu oraz o pomszczeniu śmierci brata Lenina, powieszonego za udział w spisku na życie cara. Jednakże Lenin interesował się równocześnie jedną z przyjaciółek Nadieżdy - Apolinarią Jakubową. Oświadczył się jej tuż przed swoim aresztowaniem za działalność wywrotową. Z więziennej celi napisał do Apolinarii i Nadieżdy, aby zjawiły się pod murem, na ulicy Szpalernej, by mógł zerknąć na nie spoza krat. Apolinaria nie przyszła, Nadieżda samotnie objęła wartę. Lenin zrozumiał, że jego oświadczyny zostały odrzucone.
Po krótkim pobycie w więzieniu także Lenin musiał wyruszyć na Syberię. W tym czasie on i Nadieżda byli już zaręczeni, więc poprosili władze, by wolno im było udać się na zesłanie razem. Otrzymali zgodę, pod warunkiem, że się pobiorą. Siostra Lenina, Anna, nie była zachwycona. Napisała, że „Nadia wygląda jak śledź”. Choć Nadieżdzie nie brakowało w młodości urody, w chwili ślubu z Leninem utraciła już cały swój czar i wyglądała staro. Oblubienica cierpiała na chorobę tarczycy przez co nie mogli mieć dzieci. On także nie był zbyt pociągający. Pierwsze słowa, jakie Nadieżda skierowała do narzeczonego po przybyciu na Syberię, brzmiały: "Och, jak obrzydliwie się roztyłeś!".
Z czasem Lenin zagustował w kobietach z uprzywilejowanych sfer. Kiedy mieszkał w Sankt Petersburgu pod przybranym nazwiskiem, by uniknąć aresztowania, poznał przystojną rozwódkę, znaną jako Elizabeth de K. Była to niezależna finansowo arystokratka o wyrafinowanych gustach artystycznych i literackich. Uwielbiała wystawny styl życia. Spotkali się w restauracji "Tartar", gdzie Lenin jadał obiady w towarzystwie jednego z przyjaciół, Michaiła Rumiancewa. Lenin został przedstawiony damie jako Anglik William Frey. Elizabeth nie miała pojęcia, że to jest właśnie osławiony Lenin, o którym mówi cały Petersburg. Tydzień później Elizabeth odwiedziła redakcję „Nowej Żyzni”, gdzie natychmiast natknęła się na swojego "Anglika”. Elizabeth zrozumiała, że fascynujący pan Frey jest zapewne groźnym rewolucjonistą. A jednak musiała spotkać się z nim ponownie.
Rumiancew zaaranżował, więc kameralne przyjęcie. W trakcie rozmowy padła propozycja, by w mieszkaniu Elizabeth odbywały się tajne spotkania. Apartament położony był w modnej dzielnicy, a goście mogli wchodzić i wychodzić nie zauważeni. Lenin zjawiał się pierwszy i przekazywał jej hasło dnia. Miała wpuszczać pozostałych gości po podaniu umówionego słowa. Gdy rozpoczynali dyskusję, Elizabeth usuwała się do sypialni. Czasami jednak jedynym gościem był Lenin.
Ich romans, pełen namiętności, od początku obfitował w sprzeczki. Elizabeth miała szerokie zainteresowania kulturalne. Lenin nie dbał o nic poza polityką. Kochanka starała się mimo wszystko wyjść mu naprzeciw. W czerwcu 1906 r. wzięła udział w tajnym wiecu zorganizowanym na polach pod Petersburgiem. Gdy pojawił się Lenin, tłum dosłownie oszalał. Mówca zachęcał zgromadzonych do natychmiastowego buntu. Wreszcie uformowali pochód i wkroczyli do miasta. Lenin szedł oczywiście na czele. Na Piotrowskim Prospekcie kozacy rozpędzili manifestantów, smagając ich bezlitośnie nahajkami. Lenin ukrył się w przydrożnym rowie. Wydawał się zachwycony obrotem spraw, lecz Elizabeth wiedziała, że kochanek jest w olbrzymim niebezpieczeństwie. Elizabeth poprowadziła go przez łąki i zarośnięte ścieżki do pobliskiej wioski, a następnie wrócili tramwajem do centrum Sankt Petersburga. On był wobec niej równie opiekuńczy. Pewnego razu, gdy byli sami w jej mieszkaniu, rozżarzony węgielek z samowara upadł na suknię Elizabeth. Materiał zajął się błyskawicznie. Lenin rzucił się na ratunek i zdusił płomienie. Gdy powstał, zauważyła, że drży. Odwrócił się i wybiegł z pokoju. Właśnie wtedy Elizabeth zdała sobie sprawę, że jest w niej głęboko zakochany.
Dzieląc czas między żonę Nadieżdę i partyjne spotkania, Lenin rzadko znajdował chwilę dla Elizabeth. Czasami, w niedzielę, wynajmowali niewielką łódkę wiosłową i wypływali na jezioro. Namiętność nie gasła. Gdy pani de K. powróciła do Sankt Petersburga, otrzymała od kochanka szalony, naglący list. "Napisz do mnie od razu – nalegał Lenin. – Określ dokładnie, gdzie i kiedy możemy się spotkać, inaczej mogą zdarzyć się opóźnienia i nieporozumienia". Elizabeth poczuła się dotknięta jego tonem i postanowiła zerwać romans.
Romans rozpoczął się na nowo po 2 latach podczas przypadkowego spotkania w Paryżu, lecz już bez dawnej namiętności. Spotykali się i pisywali do siebie przez dziewięć lat. Niektóre z wcześniejszych listów pełne są ognia. Ostatnie przypominają wykłady dialektyki marksistowskiej. W końcu kochankowie zrozumieli, że żyją w dwóch różnych światach. Choć Lenin był gorącym rzecznikiem równych praw dla kobiet, twierdził, że nigdy nie spotkał takiej, która przeczytałaby od deski do deski Kapitał lub była w stanie zrozumieć rozkład jazdy pociągów i pojąć reguły gry w szachy. Wręczył Elizabeth szachownicę z pionkami i poprosił, by udowodniła mu, że się myli. W odpowiedzi wysłała mu reprodukcję Giocondy Leonarda i poprosiła, by przyjrzał się jej, a następnie opisał swoje odczucia. Lenin napisał: Nie rozumiem tej twojej Mony Lisy. Ani jej strój, ani twarz nie mówią mi zupełnie nic. Wydaje mi się, że istnieje opera o tym tytule i jakaś powieść d’Annunzia. Po prostu nie pojmuję, czemu wysłałaś mi tę rzecz."
Był rok 1914 i Lenin już wkrótce miał zostać dyktatorem. Wciąż jeszcze spotykał się z panią de K., gdy poznał wielką miłość swego życia, kolejną bogatą rozwódkę, Elisabeth d’Herbenville Armand, Francuzkę z pochodzenia, córkę aktora music-halli. Elisabeth miała wówczas osiemnaście lat. Po urodzeniu 5 dzieci, nieoczekiwanie odeszła od męża i zamieszkała z jego młodszym bratem, Władimirem. Elisabeth trafiły polityczne eseje Lenina, obiecujące silne wrażenia rewolucyjnej walki, natychmiast stała się wyznawczynią bolszewizmu. Wzięła udział w rewolucji 1905 r. i przybrała pseudonim "Inessa". Po pobycie na zsyłce w Archangielsku trafiła do Paryża, gdzie Lenin powitał ją z otwartymi ramionami. Była przecież bohaterską rewolucjonistką. Przywódca bolszewików od dawna śledził jej wyczyny, teraz zaś umieścił ją w apartamencie sąsiadującym z mieszkaniem jego i Nadieżdy. Inessa miała trzydzieści lat. Uwagę zwracały jej ogromne oczy, delikatne rysy i nieokiełznana burza kasztanowych loków. Często widywano ją z Leninem w przytulnych kafejkach przy Avenue d’Orleans. Była lubiana, lecz Andżelika Bałabanow – bolszewicka agitatorka, która z czasem została kochanką Mussoliniego – nie pałała do niej sympatią. Pisała: "Nie lubiłam jej. Była pedantyczna. Stuprocentowa bolszewiczka, jeśli chodzi o sposób ubierania – zawsze w tym samym, surowym stylu – sposób, w jaki myślała i mówiła. Znała dobrze kilka języków, a w każdym z nich odmieniała w nieskończoność: Lenin, Lenina, Leninowi."
Towarzysze rewolucjoniści zauważyli, jak zwraca się do Elizabeth per ty. Forma ta używana była przez wykształconych Rosjan wyłącznie w stosunku do bliskich. Dotychczas wódz zwracał się w ten sposób jedynie do swojej matki, sióstr i – oczywiście – żony. Zarówno Lenin, jak Inessa uwielbiali muzykę Beethovena. Podobnie interpretowali pisma Marksa. Oboje wzorowali się na bohaterach powieści Czernyszewskiego "Co robić?" Nadieżda nie starała się przeszkodzić związkowi męża z Inessą. W istocie wręcz ułatwiała mu sytuację. Tego lata udała się z matką na wakacje, pozostawiając dwójkę zakochanych w stolicy. Istnieją dowody, że nim w Paryżu zjawiła się Inessa, Lenin miał przygodę z nieznaną nam z nazwiska Francuzką. Wódz rewolucji napisał do niej serię nadzwyczaj intymnych listów. Gdy po śmierci Lenina sprawa wyszła na jaw, tajemnicza kochanka zgodziła się wstrzymać publikację korespondencji, póki żyje Nadieżda. Otrzymała za to szczodre uposażenie od sowieckich władz. Być może więc Nadieżda wolała widzieć u boku męża kogoś, kto przynajmniej mówi po rosyjsku i jest oddany sprawie? Krupska z pewnością lubiła Inessę. Pisała bez ogródek, że "dom staje się jaśniejszy, gdy wkracza doń Inessa”.
Kochankowie rozstali się po raz pierwszy, gdy Lenin i Nadieżda udali się z rewolucyjną misją do Krakowa. Inessa tęskniła straszliwie. Samotność Inessy nie trwała długo. Po ośmiu miesiącach cała trójka osiadła w Galicji. Z początku dochodziło do spięć i Nadieżda miała zamiar odejść, aby Lenin mógł poślubić kochankę. Jednakże jemu wcale się to nie uśmiechało. Był zbyt zależny od Krupskiej w rewolucyjnej działalności. Z drugiej strony, nie potrafił obejść się bez Inessy, choć z innych zgoła powodów. Trwało, więc menage d trois.
Przez całe lata podróżowali we trójkę razem, wspólnie spiskowali i snuli polityczne intrygi. To właśnie Lenin, Nadieżda i Inessa zaplanowali rewolucję październikową. Uformowali zamknięty krąg władzy, który doprowadził do stworzenia Związku Sowieckiego. Mieszkali razem na Kremlu aż do śmierci Inessy na tyfus w październiku 1920 r. Dwa tygodnie przed śmiercią Inessa zanotowała w pamiętniku: "Dla nieuleczalnych romantyków miłość zajmuje w życiu pierwsze miejsce, pozostawia w tyle wszystko inne". Ciało Inessy wystawiono w Domu Sowietów, a potem pogrzebano pod kremlowskim murem. Na jednym z wieńców widniały słowa: "Towarzyszce Inessie, W. I. Lenin".
Wódz rewolucji był załamany. Andżelika Bałabanow, wówczas już etatowa pracownica Kominternu, zanotowała: Nie tylko jego twarz, ale cała postać wyrażała tak wielki smutek, że nie odważyłam się go pocieszać nawet najmniejszym gestem. Było jasne, że chce pozostać sam na sam ze swą żałobą. Wydawało się, że zmalał: czapka niemal zakrywała mu twarz, oczy tonęły w powstrzymywanych z wysiłkiem łzach. Gdy nasze grono postąpiło naprzód wraz z tłumem żałobników, poszedł z nami bez oporu, tak jakby wdzięczny był, że prowadzimy go bliżej zmarłej towarzyszki."
Po śmierci Inessy Lenin i Nadieżda zaopiekowali się jej dziećmi. Jednakże wódz rewolucji nigdy już nie otrząsnął się z żalu. Bez swojej wielkiej miłości podupadł na zdrowiu, a jego polityczna gwiazda zaczęła blednąc. Zmarł na udar w 1924 roku. Nadieżda żyła jeszcze piętnaście lat w apartamencie na Kremlu. Zmarła w 1939 roku, w wieku 70 lat.
Źródło: "Życie erotyczne wielkich dyktatorów" Nigel Cawthorne