Katarzyna Nowakowska, pisząca pod pseudonimem K.N. Haner, jest jedną z bardziej poczytnych autorek młodego pokolenia. Swoją karierę zaczęła w 2015 r., a na koncie ma już wiele bestsellerowych serii literackich (m.in. "Mafijna miłość", "Miłość w rytmie rocka", "Seria mafijna" i "Na szczycie") oraz ponad milion sprzedanych egzemplarzy. Specjalizuje się w literaturze obyczajowej i erotycznej okraszonej dużą dawką psychologii, ale w swoich książkach bardzo umiejętnie zahacza też o wątki kryminalne i sensacyjne. W dorobku ma takie tytuły jak „Sny Morfeusza”, „Zapomnij o mnie”, „Sponsor”, „Zakazany układ” czy „Złe miejsce” i wcale nie zamierza się zatrzymywać.
„Dyrektor generalny” K.N. Haner – zakazana namiętność i jej cena
Głównymi bohaterami jej najnowszej książki „Dyrektor generalny” są żyjący w Nowym Jorku Olivia i Harry. Ona jest asystentką, a on niespodziewanie staje się jej szefem. Kobieta ma partnera, ale nie jest w tym związku szczęśliwa. Chociaż nie kryje się z niechęcią do swojego nowego przełożonego, mężczyzna zaczyna ją fascynować. I vice versa… Ich relacja to nieustająca psychologiczna gra, do tego pełna seksualnego napięcia i tajemnic z przeszłości. Mieszanka wybuchowa? Na to wygląda. A służbowy wyjazd do Paryża jeszcze bardziej komplikuje ich znajomość.
– K.N. Haner potrafi zaskoczyć! Kolejna książka, która zachwyca, wciąga i wywołuje wachlarz emocji! Jestem absolutnie oczarowana historią Olivii i Harry’ego. Śledziłam ich losy z zapartym tchem i niejednokrotnie odpływałam do ich świata – chwali „Dyrektora generalnego” pisarka Kinga Litkowiec.
„Dyrektor generalny” literacko inauguruje działalność Wydawnictwa Ale! (marki Wydawnictwa Agora), które powstało w styczniu 2023 r. i specjalizuje się w powieściach obyczajowych i gatunku new adult.
K.N. Haner: Zakazane kusi najbardziej
Z pisarką porozmawiałyśmy o jej najnowszym dziele, procesie twórczym oraz zawodowych i życiowych wyzwaniach. Zapraszamy do lektury wywiadu oraz książki.
Romans, seks, pieniądze, intrygi – w „Dyrektorze generalnym” jest wszystko. Nie bała się Pani takiej wybuchowej mieszanki?
K.N. Haner: Ja uwielbiam takie mieszanki wybuchowe. Takie połączenie to, moim zdaniem, kwintesencja dobrego romansu, więc absolutnie się ich nie boję, bo wiem, że czytelniczki właśnie tego poszukują w lekturze moich powieści.
Olivia i Harry spotykają się w niecodziennej sytuacji, która od razu obnaża słabości mężczyzny. To bardzo interesujący punkt wyjścia, szczególnie że wydaje się być typowym samcem alfa. Czy zależało Pani, aby już na początku obalić ten wizerunek?
– Chciałam zacząć „romans” w jakiś nietypowy dla schematu sposób i lęk Harrego wydał mi się bardzo ciekawą zagrywką. Nie miałam na celu pokazania słabości, a raczej ukazanie bohatera w bardziej ludzkim świetle. Każdy z nas ma przecież jakieś lęki.
Relacja bohaterów od początku pełna jest seksualnego napięcia i toczy się między nimi ciągła gra o dominację. Czasami taka dynamika może być męcząca dla czytelnika, ale Pani wprowadza do niej dużo oddechu. Jak to się robi?
– Cieszę się, że tak to Pani odebrała. Od jakiegoś czasu, pisząc swoje powieści, skupiam się właśnie na budowaniu napięcia, bohaterowie biorą udział w różnych „grach” emocjonalnych, ale staram się tak tworzyć fabułę, by wszystko czytało się lekko i by był czas na ten oddech, o którym pani wspomina. Jak się to robi? U mnie to kwestia tego, że z każdą powieścią dojrzewam jako autorka. Ciągle się rozwijam, uczę i słucham czytelniczek, których potrzeby książkowe ciągle ulegają zmianie. Śledzę te zmiany, trendy i staram się w swoim tempie za nimi podążać, ale jednocześnie robię to po swojemu.
Wątek romansu w pracy pojawia się w wielu książkach i wydawało się, że na ten temat już nic nowego nie da się powiedzieć. Pani udała się nie lada sztuka – świeże, niesztampowe podejście i pełnokrwiści bohaterowie. Skąd Pani czerpie inspiracje?
– Akurat ta historia siedziała we mnie od bardzo dawna, ale potrzebowałam czasu, by w końcu usiąść i ją napisać. Zdradzę, chyba po raz pierwszy, że jest w niej wiele moich osobistych przemyśleń, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało. To najbardziej bliska memu sercu książka, z wielu względów, a inspiracją było, znowu po raz pierwszy dla mnie, życie.
Widać, że interesują Panią zakazane związki, takie, które – przynajmniej w teorii – nie mają prawa się udać. Co jest w nich takiego pociągającego? Zna Pani takie pary czy to jedynie literacka fikcja?
– Zakazane kusi, a to idealna podstawa na fabułę dobrego romansu – tak uważam. Pokusie podobno powinno się ulegać, a przynajmniej teraz jest o tym głośno za sprawą filmu mojej koleżanki po piórze Edyty Folwarskiej. Zgadzam się z nią, pokusa to świetna sprawa, a taki zakazany związek z zakazanym mężczyzną to mieszanka wybuchowa, którą czytelniczki uwielbiają. Oczywiście w życiu większość z nas woli spokój i stabilność, ale odrobina szaleństw i pokus jest jak najbardziej wskazana. Osobiście znam pary, które w teorii nie mają prawa być szczęśliwe, a jednak są. Nigdy nie wiemy, co nas spotka.
„Dyrektor generalny” zwiastuje początek nowej serii, a także – tak mi się przynajmniej wydaje – nowy etap w Pani twórczości. Wraca Pani bowiem „na rynek” po chwilowej nieobecności. Jak ta przerwa zmieniła Pani podejście do pisania?
– Tak, „Dyrektor” to pierwsza część dylogii, a druga jest już w przygotowaniu. Ta przerwa była mi ogromnie potrzebna, bo dzięki niej uporządkowałam sobie wiele spraw w głowie. Jestem w branży od dawna i ostatnie dwa lata były dla mnie trudne i wyczerpujące. Wydarzyło się wiele niefajnych rzeczy. Zwolniłam, skupiłam się na swoich emocjach, myślach i teraz wiem, dokąd podążam. Moje podejście do pisania zmieniło się na tyle, że po prostu bardziej dojrzałam jako autorka.
Czy może Pani uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, jakie będą dalsze losy Olivii i Harry’ego?
– Będą burzliwe, pełne niepewności, kolejnych intryg i kłamstw – więcej zdradzić nie mogę.
Akcja niemal wszystkich Pani książek toczy się za granicą, „Dyrektora generalnego” – w Nowym Jorku i Paryżu. Skąd taka decyzja? Czy to ułatwia spojrzenie na bohaterów z dystansu? Czy to po prostu bardziej atrakcyjny anturaż niż nasze polskie podwórko?
– Ja po prostu lubię puścić wodze fantazji, a dzięki temu mam taką możliwość. Lubię wrzucać bohaterów w wir wydarzeń. Wydaje mi się, że daje mi to jako autorce dużo więcej perspektyw na rozwinięcie fabuły i losów bohaterów.
Utrzymuje się Pani tylko z pisania, co jest rzadkością wśród młodych kobiet w Polsce. Domyślam się, że nie była to droga usłana różami? Z jakimi wyzwaniami to się wiązało?
– Oj tak, to długa i wyboista droga, ale jestem dumna z tego, że moja pasja przerodziła się w pracę, która daje mi satysfakcję i wystarczające dla mnie pieniądze. Wyzwań było wiele i jeszcze więcej przede mną. Przede wszystkim należy ufać samemu sobie, a wtedy każde, nawet najtrudniejsze wyzwanie, okazuje się do przejścia. Myślę, że nasz rynek wydawniczy ma wiele do zaoferowania autorowi, ale ma też wiele ciemnych zakamarków, na które trzeba uważać. Dla mnie największym wyzwaniem było zrozumienie samej siebie jako autorki. To trudna nauka, ale obowiązkowa, by się w tym wszystkim nie pogubić.
A co by Pani poradziła innym autorkom, które trochę boją się zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę?
– Poradziłabym, by przestały się bać i postawiły wszystko na jedną kartę. Szkoda czasu na dylematy, wahania i niepewność. Uważam, że życie trzeba brać garściami, dążyć do spełniania naszych marzeń i podchodzić do wszystkiego z otwartą głową. Oczywiście być przy tym rozważnym, ostrożnym, ale iść do przodu i nigdy w siebie nie wątpić.