Kiedy jechać w podróż z dziećmi autem - nocą czy za dnia?

Śpiące dziecko w aucie - mem fot. Fotolia/kolaż Polki.pl
Wiecie, co najbardziej przeraża mnie w podróżowaniu samochodem z dzieciakami? Płacz. Moje dzieci płaczą. Krzyczą. Niekiedy nawet próbują się „bić”. To wszystko w trakcie jazdy samochodem.
Karolina Kaliś / 22.05.2017 12:27
Śpiące dziecko w aucie - mem fot. Fotolia/kolaż Polki.pl

Nie, one nie czekają aż dojedziemy. Oni zaczynają kłótnie, gdy tylko ruszamy. Wtedy cały mój misterny plan skupienia się na drodze i prowadzeniu bierze w łeb. Każde „mamoooo” wyprowadza mnie z transu kierowcy. Każde „ja chcę” powoduje zimny pot na plecach. Nie potrafię odciąć się od tego, co dzieje się na tylnych siedzeniach. Nie umiem zareagować na histerię i lament dobiegający zza pleców.

Moje upomnienia są skuteczne na chwilę. Po kilku minutach mam powtórkę z rozrywki. Mniejszy problem, jeśli jedziemy kawałek i dojechanie z przedszkola do domu to kwestia 10 minut. Tyle dam radę. Co robić, kiedy jedziemy w kilkugodzinną podróż, a ja jestem już zmęczona, wsiadając do samochodu?

Tu potrzebny jest plan. Idealny plan. Plan, którego dzieci nie będą w stanie przechytrzyć. Plan, który ma zastosowanie w podróżowaniu z dziećmi sam na sam, ale działa również przy podróży rodzinnej.
Z pomocą przychodzi... noc. Czarna jak smoła i cicha jak próżnia. Po prostu noc. Wyjeżdżamy, gdy zrobi się ciemno. W momencie, kiedy dzieci robią się śpiące. Tak w ostatnim momencie ich „wykończenia”. Samochód pakujemy w ciągu dnia, po to, żeby wieczorem dorzucić tylko towarzystwo, wsadzić psa z wielkim fochem i w drogę.

Wywiad z motomamą, dla której samochód stał się niemalże drugim domem.

Pierwsze 15 minut trwa ekscytacja samym faktem wyjazdu. Potem nadchodzi 10 minut zastanawiania się, czy „daleko jeszcze”?  Dodajmy do tego jeszcze moment „jestem głodny/a”. W końcu pojawia się najpiękniejsze „mamo, pójdę spać na trochę”. To niczym muzyka dla moich uszu i miód na moje serce. Za moimi plecami zapada cisza. Błogi spokój, przerywany tylko pojedynczymi chrapnięciami któregoś dziecka i donośnym chrapaniem naburmuszonego psa.
Zostaję sama lub zostajemy sami (czyli we dwoje). Przed nami tylko lekko oświetlony pas czarnej drogi, pełne skupienie i noc. Jeśli jedziemy razem, gadamy. Non stop gadamy. Wiadomo podróż nocą nie sprzyja skupieniu za kierownicą, więc gadamy, żeby droga nie stała się tabletką usypiającą dla kierującego.

Jeśli jadę sama – gadam do siebie. Radio gra (moje śpiące dzieci nie usłyszą nawet fajerwerków odpalanych przy ich łóżkach), a ja gadam. Totalne głupoty, ale gadam. Czasem śpiewam, czując się niczym Beyonce w drodze na koncert. Czasami nadchodzi moment zmęczenia. Czuję, że robię się śpiąca, a moje skupienie zeszło na nieco inny poziom. Jeśli tak się dzieje - zatrzymuję się. Zjeżdżam na najbliższy parking. Wychodzę z auta, wystawiam twarz na chłodne powietrze niczym wilk do księżyca. Odpalam kawę z własnego termosu lub kupuję na stacji (ta opcja tylko, jeśli jedziemy we dwoje - nie zostawiam dzieci samych w aucie).

Podróż mija w błogim śnie dzieci. Żadnych krzyków, płaczów i lamentów. Nie chcą jeść, pić, siku, zabawki. Cudownie. Docieramy na miejsce bladym świtem. I właśnie w tym momencie pojawia się największy minus podróżowania nocą. Największy kwas jechania ze śpiącymi dziećmi. Coś, na co wszyscy, niezależnie od liczby dzieci powinniśmy być przygotowani. Coś, czego nie jesteśmy niestety w stanie uniknąć, jadąc nocą. Dzieci są wyspane, a my nie! W praktyce oznacza to tryb „zombie” przez cały dzień, bo niestety, ale na spanie przy dzieciach nie możemy sobie pozwolić.

Zanim więc wybierzecie idealną dla siebie opcję, zanim zdecydujecie, zastanówcie się, co wolicie.
Podróż z płaczem, krzykiem, lamentem i kłótnią, przerywaną kolejnymi przystankami na „siusiu”, ale z możliwością pójścia spać, jak tylko dotrzecie, bo zarówno dzieci jak i wy będziecie tak zmęczeni, że uśniecie od razu. Czy podróż w błogiej, niczym nieprzerywanej ciszy, z gwarancją trybu „zombie” zaraz po dotarciu na miejsce.

Wybór należy do was. Idealnego rozwiązania nie ma.

Mama za kółkiem a czwórka dzieci z tyłu i...? Polecamy opowieści naszej autorki - blogerki, mamy i kierowcy jednocześnie :)