Gwiezdny teatr jednego aktora

Aktorzy przeistaczają się – w reżyserów mianowicie. Ale nie filmów czy seriali, częściej wybierają cięższą i mniej opłacalną rolę twórców spektakli i dyrektorów zakładanych przez siebie teatrów.
/ 22.05.2010 09:36
Aktorzy przeistaczają się – w reżyserów mianowicie. Ale nie filmów czy seriali, częściej wybierają cięższą i mniej opłacalną rolę twórców spektakli i dyrektorów zakładanych przez siebie teatrów.

Czyżby dotknął ich kryzys aktorskiej fuchy, która nie przynosi już takich zysków jak jeszcze kilka lat temu? A może założenie własnego teatru jest to alternatywa dla gwiazd wygasłych, wyżętych przez show-biznes do ostatniej kropli, których nikt już nie chce zatrudnić w kolejnym serialu (bo są ofiarami „ometkowania”: bo twarz aktora widzom kojarzyć się będzie tylko z tą postacią, którą grał w popularnym tasiemcu)? A może chcą wreszcie sami komenderować podwładnymi tak, jak do tej pory sami dali się ustawiać na deskach teatru lub planie filmowym? Jakakolwiek jest przyczyna tego zwrotu sprzed kamery za nią, jedno jest pewne: prywatnych teatrów aktorskich przybywa. Nie wiadomo tylko, czy cieszyć się z tego, czy raczej tym martwić, bo kilka powodów za i przeciw tej modzie się znajdzie.

Zakładane przez polskich aktorów teatry (wszystkie mieszczą się w Warszawie) mają przede wszystkim charakter komercyjny: ambitnego repertuaru na miarę Teatru Rozmaitości tam nie znajdziemy. Ale za to znajdziemy... gwiazdy z dużego ekranu właśnie. Czyżby dubel telewizyjnego show-biznesu, przebrany w dziurawe ciuchy kultury (pseudo)wysokiej?

Gwiezdny teatr jednego aktora

Kilka tygodniu temu wywiadu dla portalu Onet.pl udzieliła Krystyna Janda – pierwsza aktorka, która zdecydowała się ruszyć z własnym teatrem. Sprzedała dom, by zainwestować w warszawskie zapomniane Kino Polonia i przemienić je na Teatr Polonia, który działa od 2005 roku i zbiera pozytywne recenzje od krytyków, a przede wszystkim widzów, którzy wypełniają każdy spektakl po brzegi. A może raczej działał, ponieważ w tym wywiadzie Janda przyznała, że stanęła na skraju przepaści i po raz pierwszy od 5 lat pomyślała o zwinięciu teatralnych żagli. 10-dniowa żałoba narodowa po katastrofie smoleńskiej okazała się czasem – dosłownie – wyczyszczenia foteli widowni z publiczności, dla której chłonięcie kultury w obliczu narodowego szoku zeszło w tym okresie na dalszy plan. To było tylko 10 dni, mówi Janda, a straty sięgnęły kilkudziesięciu tysięcy złotych, które przelicza na 24 spektakle oglądane jednorazowo przez 270 widzów. Aktorka wystosowała już pismo do ministra kultury o jednorazową zapomogę finansową, o którą mogą ubiegać się teatry prywatne i którą pewnie otrzyma. Podobny los spotkał teatr-córkę i własną córkę aktorki, Marię Seweryn, dyrektor artystyczną Och-Teatru powstałego w dawnym i nie działającym od 8 lat Kinie Ochota. Teatr ruszył w październiku 2009 roku z misją odciążenia przepełnioną i niewyrabiającą programowo (na większość spektakli w Polonii nie było miejsc aż 4 miesiące po premierze) scenę Polonii, a także oferować się jako miejscówka dla koncertów gwiazd polskiej sceny muzycznej, jednak w kwietniu także zaliczył zastój, a jego przyszłość – chyba bardziej niż autorski teatr Jandy – stanęła pod jeszcze większym znakiem zapytania. Bo łatwiej przecież odciąć tylko chorą rękę, niż od razu zakopywać pozostały przy życiu pół żywy, ale funkcjonujący jako tako organizm...

Gwiezdny teatr jednego aktora

Ciężkie chwile przeżywa także Teatr Kamienica Emiliana Kamińskiego, który ruszył ponad rok temu. Otwarcie tego ośrodka kultury zaplanowano z wielką pompą i wystawiono na jego deskach sztukę „Motyle są wolne” z będącą wówczas na topie Martą Żmudą-Trzebiatowską w roli głównej i Lesławem Żurkiem. Aktor postawił bardziej na sztukę niefarsową, wychodząc z założenia, że komercyjne hity mające rozbawić publiczność, nie dając jej jednocześnie powodu do głębszej refleksji, to zwyczajnie wielka sieczka i postawił na monodramy (m.in. Jacka Kawalca) oraz „sztuki z tezą”. Będzie chyba jednak musiał zrewidować to podejście w obliczu kryzysu, jaki dotknął jego projekt i jednocześnie w obliczu sukcesów, jakie odnoszą inne aktorskie teatry prywatne jego kolegów po fachu, którzy angażują się w sztukę lżejszą i właśnie mniej wymagającą.

Gwiezdny teatr jednego aktora

Świeższym dziełem i chyba lepiej sobie radzącym finansowo mimo społecznych zawirowań radzi sobie Teatr 6. Piętro Michał Żebrowskiego. Otwarty  wielkim hukiem, czyli dzięki wystawieniu wielkiego pod względem marketingowym hitu w postaci spektaklu „Zagraj to jeszcze raz, Sam”, adaptacji filmu Woddy'ego Allena – z samym Kubą Wojewódzkim w roli głównej, odniósł pełny komercyjny sukces na samym starcie, zapewniając sobie rezerwacje biletów na sztukę aż do wakacji. Aktor, na którego reżyserski popyt skończył się wraz z sfilmowaniem największych narodowych epopei – „Ogniem i mieczem” czy „Pana Tadeusza”, a w późniejszych, bardziej współczesnych i mniej komercyjnych hitach wypadał dość blado, postanowił zrealizować swoje największe marzenie, czyli otworzyć teatr – jak sam go nazywa – środka: niebanalny, ale jednocześnie lekki, mający wzruszyć, ale także rozbawić, słowem: okład dla duszy każdego, kto chce zrozumiałej rozrywki na względnym poziomie. A to, że Żebrowski posypał to wszystko kruszonką z celebrytów, którzy grają na deskach 6. piętra Pałacu Kultury i Nauki, zapewnia jeszcze lepszą siłę przyciągania. Tylko czy po to, by zobaczyć te same twarze, które oglądamy na szklanym ekranie, trzeba wjeżdżać aż na 6. piętro „Pekinu”? Jak jednak wskazuje pełna po brzegi widownia, spragniona udawania, że kultura wysoka to także wysokie piętro, na które chętnie się wdrapie, byleby potem powiedzieć, że widziała znanych z telewizji na własne oczy, pomysł Żebrowskiego trafił w dziesiątkę.

Gwiezdny teatr jednego aktora

Odrobinę wcześniej ze swoim projektem wystartował także Tomasz Karolak. Aktor z zębową przerwą na przedzie, który zdążył odłożyć konkretną sumę ze swojego okresu aktorskiego prosperity (w końcu „39 i pół” okazał się takim hitem, że aktor miał stały dopływ gotówki – oczywiście zwyżkowej gaży – przez kilkanaście miesięcy) i zainwestować w odświeżenie budynku wybudowanego przy ulicy Konopnickiej 6 przez YMCA (Young Men’s Christian Association) w 1934 roku, od nazwy organizacji powstała więc spolszczona fonetycznie IMKA. Karolak, podobnie jak Żebrowski, zastrzega, że w jego teatrze nie będzie komercyjnej atmosfery, a widzowie będą mogli się i wzruszyć, i zabawić. Jednak zatrudnienie już na wstępie takich gwiazd jak Magdaleny Cieleckiej, Piotra Adamczyka czy Magdaleny Boczarskiej sugeruje, że Karolak będzie stawiał na zapewnienie sobie spokojnej emerytury tym przedsięwzięciem, a co za tym idzie – obłożonymi gwiazdami spektaklami i jeszcze większym nakładem widzów. Sztuka komercyjna czy nie – jest towarem i musi przynosić dochody.

Ponoć to nie moda, tylko nowy sposób wypowiadania się aktorów na scenie. A może jeszcze większego wypromowania się poza szklanym ekranem po prostu?

Fot. MWmedia

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA