W 1934 roku Nicola Tesla pracował nad Promieniem Śmierci, mającym według wynalazcy niezwykłą, niszczącą moc. "Promień śmierci" był czymś w rodzaju fal dźwiękowych, niewidzialnych dla ludzkiego oka. Zapowiedź Promienia Śmierci pojawiła się w 1934 r. w gazecie New York Times. Nikola Tesla stwierdził wtedy, że nowa broń właściwie nie pozwoliłaby na przeprowadzenie wojny w tradycyjny sposób.
"Wypuszczone w niebo skoncentrowane promienie cząsteczek o ogromnej energii strąciłyby nawet 10 tys. wrogich samolotów w odległości 250 mil i doprowadziłyby do śmierci milionów żołnierzy..."
Gdyby taką broń skonstruowano, jego moc wynosiła aż 100 mld watów. Można by to porównać do mocy 10 mln ton trotylu. Gdyby taką energię skupić w pojedynczej, krótkiej wiązce o ściśle określonej częstotliwości, pozwoliłoby to uzyskać iskrę o energii 1* 1018 dżuli.
Tesli nie udało się jednak wprowadzić projektu w życie. W liście do Samuela Kintnera z firmy Westinghouse Electric, która odrzuciła propozycję finansowania budowy Promienia Śmierci, Tesla pisał: "Od lat starałem się znaleźć rozwiązanie największego problemu trapiącego ludzkość - zapewniania ostatecznego pokoju i krok po kroku zmierzałem do idealnego rozwiązania. (...) dopóki państwa są niedoskonale zabezpieczone przed inwazjami, te z pewnością będą się zdarzać."
Promienia Śmierci nigdy nie zbudowano z braku funduszy. Istnieją jednak podejrzenia, że w 1908 r. Nicola Tesla przetestował swój wynalazek w środkowej Syberii nad rzeką Podkamienna Tunguzka. Eksplozja była tak wielka, że niemal w kilka minut zmiotło drzewa w promieniu 40 km. Eksplozja widziana była w promieniu 650 km, słyszana w promieniu 1 000 km, a wskutek odbijania światła przez powstały pył — w wielu europejskich miastach zaobserwowano zjawisko "białej nocy".
Nie ma jednak na to dowodów, a wielki wstrząs tłumaczy się dziś eksplozją komety.
Na zdjęciu projekt Promienia Śmierci Nicola Tesli