Blog – najtańsza i najszybsza forma zaistnienia w Sieci. Może go założyć każdy w niecałe pięć minut, chcąc zaznaczyć ślad swojego istnienia dla potomnych. Podobnie zresztą robią gwiazdy, tylko że one, oprócz tego, że już się zdążyły w jakimś stopniu opatrzyć opinii publicznej, chcą swoimi jakże intymnymi wyznaniami czy przemyśleniami skupić na sobie umierającą uwagę show-biznesu. Wniosek? Blogi gwiazd powstają dlatego, by podnieść zainteresowanie fanów i mediów, bo sławy ostatnio cierpią na małą ilość propozycji poprowadzenia jakiegoś show lub odegrania roli w serialu, albo zwyczajnie pomagają promować wpisami na swoim internetowym dzienniku własny projekt promocyjny.
Mieszanie ludzi z błotem
Sposoby na podwyższenie temperatury zainteresowania wokół gwiazdy są dwa: albo wyzywać byłych najbliższych członków rodziny, którym wiedzie się lepiej od opluwającej ich gwiazdy, albo dziennikarzy, którzy jak sępy wyszukują skandalizujących chwil z życia gwiazdy i niszczą ją zamieszczaniem tych informacji na łamach tabloidów, albo po prostu opisywać swoje własne przemyślenia na swój spokojny sposób. Wydaje się jednak, że pierwsza opcja, a więc mieszania ludzi z błotem, jest skuteczniejsza, bo bardziej skandalizująca, a co za tym idzie – przyciągająca czytelników.
Przodujący w tej pierwszej sferze był (i jest nadal) Michał Wiśniewski: czerwonowłosy lider Ich Troje dawał upust swemu gwałtownemu temperamentowi w notkach na blogu, gdzie wyzywał wszystkich, począwszy od jego byłej żony Marty Wiśniewskiej, przez Dodę i inne postacie show-biznesu – nie ograniczał się niczym, nawet tym, że po prostu obraża ludzi, nazywając ich „ścierwami” lub „lizodupami”. To, co jednak szokowało bardziej niż standardowe obrzucanie się błotem wśród gwiazd, były szczegóły anatomiczne własnego ciała, których wielkością (m.in. swojego penisa) dzielił się z czytelnikami, opisywał ciągłe „żygańsko” swojej aktualnej żony, Ani Wiśniewskiej, która dość mocno przeżywała ciążę, a także opisywał przewijanie swoich dzieci z równie detektywistyczną dokładnością jak swoje klejnoty. Istna perła wśród wieprzy. W każdym razie blog Wiśniewskiego stał się sztandarowym przykładem na to, jak bardzo wygasła gwiazda potrafi być zdeterminowana w tym, by ciągle o niej pisano i mówiono – niezależnie, w jakim kontekście.
Głośno było również o blogu Kasi Klich, a raczej wyznaniu, jakie na nim zamieściła: piosenkarka znana z piosenki „Lepszy model” przyznała się na swoim blogu, że nie ma już sił walczyć o swoje miejsce w polskiej muzyce i miałaby ochotę popełnić z tego powodu... samobójstwo. Ten wpis szybko podchwyciły media, tym bardziej że Kasię w jej samobójczych zamiarach wspierał jej partner, Yaro, również muzyk i również trochę „zakurzony”. Karolina Korwin-Piotrowska stwierdziła, że to, co Kasia próbowała przekazać przez ten wpis, wiąże się z dramatyczną sytuacją polskiego artysty, który gra muzykę niszową i ambitną, ale nie jest w stanie przebić się z nią do ogólnopolskich stacji radiowych grających popową sieczkę. Oto oświadczenie wartościowej piosenkarki, która nie chce być medialną prostytutką, stwierdziła Piotrowska. Ale czy właśnie tym „otwartym” wpisem właśnie się nią nie stała? Trzeba pisać o tym, że się chce sobie podrzynać żyły, żeby zostać zauważonym? Nieważne jednak jest, czy wpis o tym, że Kasia chce się zabić, był szczerą prawdą, czy jedynie prowokacją – na Klich zwrócono uwagę, ale jednak nie taką, jaką by chciała. Propozycji od wytwórni fonograficznych nie dostała, za to w tabloidach pojawiło się dawne nie umieszczane w nich zdjęcie artystki. Ale czy o to chodziło? Może czas wyemigrować, skoro polska scena muzyczna do istna pustynia talentów? Ale na to chyba odwagi zabrakło – łatwiej napisać niż zrobić.
Z kolei Anita Lipnicka ruszyła ze swoim blogiem dość niedawno, bo tuż przed rozpoczęciem oficjalnej promocji swojej nowej anglojęzycznej płyty. Były dwa wpisy, na jednym z nich Lipnicka komentowała szum, jaki rozpętał się wokół jej osoby, gdy dość krytycznie (co tylko jej pomogło przy promocji) wypowiedziała się na temat przemiany scenicznej koleżanki po fachu, Agnieszki Chylińskiej, i nagle... blogowa twórczość wokalistki stanęła w miejscu. Może na kolejny wpis trzeba nam będzie czekać z okazji kolejnej płyty? Jeśli tak, to już lepiej prowadzić stronę autorską, na której tak sporadyczne wpisy w otoczeniu innych działów tematycznych (koncerty, wywiady, spotkania) wyglądają lepiej i mniej wyalienowanie.
Najciekawszym komentatorem innych gwiazd naszego show-biznesu jest całkiem niesfrustrowany, luźno (choć krytycznie) podchodzący do aspektów gwiazdorzenia i nie mający zamiaru umierać, a jeśli już, to tylko ze śmiechu, Skiba, lider zespołu Big Cyc. Na jego blogu znaleźć można wpisy ciekawie komentujące show-biznesową rzeczywistość (wart polecenia jest ostatni wpis o sylwestrowych fochach gwiazd, a szczególnie Edyty Górniak), polityczną czy obyczajową. Blog dla tych, którzy lubią się pośmiać w miłym, nieegzaltowanym towarzystwie starego wyjadacza polskiej sceny muzycznej i z muzyką mającej mało wspólnego.
Ćwierkanie mniej... wymagające
Kiedy jednak niektóre gwiazdy wolą pisać elaboraty na temat własnych frustracji lub innych stanów świadomości czy kariery, inne potrafią za pomocą jednego zdania informować o swoim życiu na Twitterze lub Blipie. Szczególnie przodują w tym „ćwierkaniu” (od angielskiego słowa tweet – ćwierkać, szczebiotać) amerykańskie gwiazdy pokroju Demi Moore i Ashtona Kutchera (to on lubuje się w informowaniu świata o tym, jak wygląda jedząca poranną jajecznicę Demi – bez makijażu, w szlafroku i ze słodkim rozespanym wyrazem twarzy), Britney Spears, Jennifer Aniston, Scarlett Johanson i wiele, wiele innych. Gwiazdy ćwierkają nie tylko o sobie czy swoich dokonaniach, ale starają się także komentować wydarzenia, jakie mają miejsce na świecie: homoseksualizm, wojna w Iraku, plagi głodu w Afryce – dają tym samym dowód na to, że nie są nadmuchanymi, pustymi lalkami wykreowanymi przez bezduszną maszynę zwaną show-biznesem, ale myślą po swojemu i mają na różne tematy własne zdanie. Ćwierkanie na Twitterze ma też na celu przybliżenie sławnych i bogatych zwykłym ludziom, bo rzadko kiedy znana postać odmawia milionom osób bycia „przyjacielem” na tym mikroblogu. Każdy może przeczytać, co dzieje się u danej gwiazdy, gdy nie występuje w postaci celebryty i to sprawia, że ludzie czują się bliżej gwiazd, piszących tylko jedno zdanie, a wzbudzających nim zainteresowanie milionów obcych ludzi.
Może właśnie w opisywaniu tego, jak się je delicje (z góry, od doły, ze środka), a nie tym, jak bardzo nienawidzi się ten parszywy, fałszywy świat, tkwi metoda popularności danej gwiazdy? Publikowanie kontrowersyjnych treści zapewnia jednak krótkotrwałe zainteresowanie – może wypada być od początku „blogowym normalsem”, niczego nie udawać, nie wsadzać kija w mrowisko i robić swoje? Albo zwyczajnie porzucić pisanie bloga, bo zazwyczaj nie przynosi to większych korzyści, a najczęściej rozbawienie.
Zdjęcie Demi Moore i Ashtona Kutchera: www.topnews.in
Pozostałe zdjęcia: MWmedia
Magdalena Mania