Wszystkich, którzy przeczytali "Wieczór" Susan Minot i, idąc na film, spodziewają się obejrzenia ekranizacji tej powieści, uprzedzam – to niezupełnie ta sama historia, choć autorka książki była współtwórcą scenariusza. Dzieło Minot ma wprawdzie tę samą wymowę, co obraz węgierskiego reżysera, ale przedstawia historię dużo głębszą psychologicznie i w kobiecy sposób zmysłową.
Jednak zarówno w filmie, jak i w książce pełno jest niedopowiedzeń oraz zagadek, związanych z przeszłością Ann, dzięki czemu bohaterka staje się uniwersalną postacią, taką everywoman, z którą możemy się porównywać. Bo przecież niezależnie od tego, jaka była (lub jest) nasza historia, znalazły (albo znajdą) w niej miejsce momenty, do których będziemy tęsknić nawet w ostatniej godzinie. Stara prawda, że należy żyć tak, aby przed śmiercią nie żałować niczego, co się zrobiło, a tym bardziej tego, że czegoś się nie zrobiło, znajduje odzwierciedlenie w filmie Lajosa Koltai.
Ann Lord tuż przed śmiercią doganiają wspomnienia. Jako młoda dziewczyna przeżyła ogromną miłość, która nie miała przyszłości. Nikomu wcześniej o tym nie mówiła, chowając prawdę tylko dla siebie i ukochanego Harrisa, ale gdy nadszedł moment, by w jakiś sposób rozliczyć się z całego życia – tylko ta jedna historia powraca do niej z całą swoją siłą. Dlatego Ann przywołuje w pamięci ten najważniejszy dla siebie czas, który, mimo że bardzo krótki, był bogaty w doznania tak niespodziewane i intensywne, że cała reszta jej życia na jego tle stała się tylko ciągiem zdarzeń. Godziny spędzone w towarzystwie Harrisa Ardena zmieniły Ann z radosnej, pełnej energii i dziewczyny w obojętną wobec swego dalszego losu kobietę. Skoro nie może być z nim... co innego będzie mieć znaczenie?
Przy umierającej czuwają jej córki – kobiety dojrzałe, mające swoje odrębne życia i bardzo się od siebie różniące. Wcale nie jest im łatwo pogodzić się ze zbliżającą się śmiercią mamy ani z prawdą zawartą w jej urywanej opowieści. A jednak - to ostatni moment, kiedy mogą wysłuchać i spróbować zrozumieć kobietę, która dała im życie.
Autentyczności kilku wzruszającym scenom dodaje fakt, że w roli matki i jej starszej córki wystąpiła Venessa Redgrave (Ann Lord) oraz jej rodzona córka Natasha Richardson (Constance).
Walorami "Wieczoru" są na pewno – gwiazdorska obsada, wspaniała muzyka (dzieło naszego kompozytora, Jana A. P. Kaczmarka), a także piękne obrazy malowniczego wybrzeża Nowej Anglii.
Mówiąc szczerze, myślę jednak, że jako młody widz nie odczułam w pełni smaku tego filmu, bo aby go doświadczyć, trzeba mieć po prostu trochę więcej lat. Albo bardzo sentymentalne usposobienie.
Czemu mimo to uważam, że warto zobaczyć "Wieczór"?
Ponieważ dobrze jest (nawet kolejny raz) przypomnieć sobie, że najważniejsze jest, by nigdy nie poddawać się obojętności ani nie rezygnować z własnego szczęścia, by umieć delektować się miłością wtedy, kiedy nas spotyka, a kiedy od nas odchodzi, dać radę odnaleźć w sobie siłę i nadzieję na przyszłość. Bo jeden nawet najpiękniejszy wieczór nie zastąpi nam całego życia.
Maria Tomaszewska-Chyczewska
Widziałaś już film i chcesz o nim podyskutować? Masz ochotę napisać własną opinię o tej recenzji? Nic prostszego! Zapraszam do komentowania