Filmowe etiudy w hołdzie dla Nowego Jorku. Kilkanaście historii i co najmniej kilkanaście najznamienitszych nazwisk Hollywood. Opowieści o zwykłych ludziach w niezwykłym mieście. To film o ludziach, o ich zwykłych problemach, o wzlotach i upadkach, rozczarowaniach i sukcesach. To też film mocno nierówny, czasami doskonały, czasami niezrozumiały i nudny. Ale cóż, tak to przy 12 reżyserach i 14 scenarzystach bywa.
Kto był w Nowym Jorku nie pozostanie obojętny na jego wielokulturowość. Nie ma chyba w całych Stanach Zjednoczonych miasta, gdzie spotkać można przedstawicieli tylu ras, tylu wyznać, tylu kultur. Od skrajnie ortodoksyjnego Judaizmu do liberalnego agnostycyzmu, od skrajnej nędzy po milionerów. To właśnie Nowy Jork – zaraz po Elis Island - stanowił przez wiele lat miejsce przez które emigranci wkraczali na amerykańską ziemię. Wielu zostało na stałe, tworząc jedną z ciekawszych kulturowo społeczności na świecie.
Natalie Portman, Andy Garcia, Robin Wright Penn, Ethan Hawke i wielu, wielu innych. Każdy z nich opowiada (większość sama reżyseruje) historię o zwykłych ludziach, borykających się ze zwyczajnymi, codziennymi problemami, ludziach szczęśliwych i sfrustrowanych, ważnych – takich dla których najciekawsze historie pisze ich własne życie. Zobaczymy drobnego złodziejaszka pokonanego własną bronią, dziewczynę w obliczu wymagań ortodoksyjnego Judaizmu, zapracowanego muzyka, zaniedbaną przez męża żonę i małżeństwo, które właśnie obchodzi 63 rocznicę swojego związku. Ich historie – pozornie zwykłe – splatają się w jedną większą opowieść, opowieść o społeczności jednego z największych i najciekawszych miast na świecie.
Jak to w przypadku wielu reżyserów bywa, to film mocno nierówny. Niektóre opowieści wciągają bez reszty, śmieszą i wzruszają; inne niestety są mocno niezrozumiałe, rozwlekłe lub po prostu nudne. Ale nawet dla tych lepszych (będących zresztą w większości) warto jest ten film obejrzeć, bo to przede wszystkim popis doskonałego aktorstwa na najwyższym poziomie, nie tylko aktorów ale przede wszystkim artystów – chcących choć trochę wyjść poza masowy produkt lansowany przez Hollywood. Warto ten film obejrzeć dla wspaniałego Garcii, rewelacyjnej jak zawsze Portman, zdumiewająco dobrego Haydena Christensena i wiecznie seksownej Robin Wright Penn. To dzięki nim, ich opowieści przyciągają, magnetyzują a my sami nie możemy oderwać od ekranu oczu. To dzięki nim wybaczamy te pozostałe historie, gorsze w scenariuszu, niejednokrotnie męczące. To też na aktorów poszła znaczna większość budżetu, plenery w większości ustępują zamkniętym przestrzeniom, gdzie ludzie żyją swoim życiem.
Tylko jaki obraz Nowego Jorku pokazuje ten film? Jeśli wierzyć statystyce opowieści, większość mieszkańców Nowego Jorku to ludzie raczej smutni, pielęgnujący w ciszy swoje małe troski i frustracje. To jednak ludzie pomocni, chętni do zapewnienia oparcia innym, kiedy to jest naprawdę potrzebne. To wielokulturowa społeczność z całego świata ale jednolita społeczność Nowego Jorku. Zakochany Nowy Jork na pewno nie zachęciłby mnie do przeniesienia się do miasta na stałe ale na pewno skłoniłby do wizyty. Nawet jeśli ta nie byłaby pierwsza.
P.S. W montażu zadecydowano o wycięciu opowieści Scarlett Johansson o miłości do jedzenia nowojorskich hot – dogów. Podobno była… za mało artystyczna. Nie pomógł nawet grający główną rolę Kevin Bacon. Cóż. Biznes to biznes.
Fot. filmweb.pl