Historia życia Michaela Oher mogłaby z powodzeniem posłużyć za remedium na niejedną depresję, zmniejszyć zmartwienia, polepszyć humor. To ciepły i wzruszający film, dodatkowo potęgujący nasze emocje tym, iż to historia prawdziwa. Bo kiedy Sandra Bullock odbierała za rolę Leigh Anne Tuohy Oscara, to właśnie rodzina Tuohy oklaskiwała ją z publiczności.
Podobno wystarczy być w dobrym miejscu, we właściwym czasie. Michael Oher, jedno z 12 dzieci uzależnionej od narkotyków kobiety, był w nim bez wątpienia. Kiedy stanął na drodze Leigh Anne Tuohy, konserwatywnej żonie południowego właściciela sieci fast-foodów, ta wiedziała już, że nie może pozwolić mu odejść. Mimo braku zrozumienia wśród swojej grupy społecznej, rodzina Tuohy zdecydowała się 17 letniego Michaela zaadoptować. Wraz z mężem, Leigh Anne zaangażowała się w wyprowadzenie chłopaka z trudności z nauką, pomogła mu skończyć szkołę i odnaleźć to w czym będzie naprawdę dobry. Sport. A dokładnie rzecz biorąc amerykański football.
Grający dzisiaj zawodowo Oher jest przykładem spełnienia przysłowiowego amerykańskiego snu o awansie społecznym i bogactwie. Trudno się więc dziwić iż na podstawie jego życia powstała najpierw książka o zaraz potem film. Ten ostatni stał się jednak wydarzeniem głównie za sprawą Sandry Bullock, która – od czasu premiery – kolekcjonuje za swoją rolę nagrodę za nagrodą. Jej nieprzerwane pasmo zawodowych sukcesów jest zresztą w pełni zasłużone. Przez lata przyzwyczaiła nas do „dziewczyny z sąsiedztwa” a reżyserzy co rusz obsadzali ją w dokładnie takich samych rolach. Tutaj jest inna, nie tylko w kwestii radykalnej zmiany koloru włosów. Sandra Bullock jaką widzimy w filmie Hancocka to aktorka doskonała, dojrzała, pełna emocji, przykuwająca bez reszty uwagę w każdej scenie w jakiej się znajduje. Po dwudziestu latach grania w filmach, to Hancock w końcu pozwolił jej stać się AKTORKĄ, artystką dramatyczną, pokazującą światu na jak wiele ją stać. Mam nadzieję, iż Oscar – chociaż wielce zasłużony – nie pozwoli jej spocząć na laurach a jedynie da początek kolejnym fenomenalnym rolom.
Bullock przyćmiewa cały film, sam w sobie jednak pełen uroku, ciepły i doskonale zagrany przez pozostałych aktorów. To taka familijna historia, pełna optymizmu, pewnie trochę złagodzona w stosunku do prawdziwej opowieści. Jest tutaj kilka prawdziwie wzruszających do łez scen, przed którymi – jak podejrzewam – nie uchroni się nawet największy twardziel. Jak głosi przysłowie, życie pisze najlepsze scenariusze. Tutaj odwaliło kawał dobrej roboty.
Fot. filmweb.pl