Naprawdę żenująca jest dopiero myśl, że w prostackich stereotypach Jacek Bromski widzi największy urok polskiej prowincji.
Na sielski obraz Królowego Mostu składają się więc policjanci w rozpadających się polonezach, zbyt otyli lub zbyt tchórzliwi, by kogokolwiek za cokolwiek ścigać, panie o gigantycznych biustach eksponowanych w kwiecistych bluzeczkach (a czasem bez bluzeczek), zakonnice, zbierające całymi dniami ziółka na nalewkę, politycy obsadzający stołki rodziną, no i ksiądz - przewodnik, z ambony wskazujący wiernym, w którą powinni iść stronę. Bo sami - biedacy - nie umieją dokonywać wyborów. Są też i przybysze: Gruzin - oczywiście bandyta i miastowa policjantka - oczywiście dziewica, bo w miastach kobiety zamiast szukać męża, gonią, głupie, za sukcesem i karierą.
Widziana oczyma wyobraźni Jacka Bromskiego wieś nie ewoluuje od dekady, czyli od premiery pierwszej części sagi: „U Pana Boga za piecem”. Bo zmiana - zgodnie z przesłaniem, któremu autor hołduje we wszystkich odsłonach swojej trylogii - może być tylko na gorsze. To już przynajmniej wiemy, dlaczego poziom filmów Jacka Bromskiego od lat się nie zmienia.
„U Pana Boga za miedzą”, Reżyseria: Jacek Bromski, Polska 2009, Czas trwania: 110', Dystrybucja: Vision