Bez wdawania się w politykowanie, bez odwoływania się do socjologicznych analiz, przy użyciu minimalnej liczby słów i bardzo skąpego komentarza opowiada o narodzinach zła, o tym, jak czysta kartka, jaką jest dziecko, zapisywana jest gęsto rękoma jego prześladowców, tak by z kolei ono z czasem przejęło ich rolę. Pierwszy z tytułowych pokoi, szkołę kadetów w Sankt Petersburgu, zamieszkują 10-, 12-, 13-latki zebrane z dworców, miejskich ulic, porzucone lub wydarte patologicznym rodzinom. Od tej pory jedyną ich rodziną, jedyną nadzieją, a zarazem jedynym właścicielem jest wojsko, które hoduje sobie w ten sposób armię podporządkowanych i niemających nic do stracenia sierot. Sierotami są też mali mieszkańcy kolejnego pokoju, czeczeńskiego miasta Grozny, niewinne ofiary wojny dorastające wśród ruin z widokiem na czołgi, zasieki, na śmierć. W trzecim pokoju, gdzieś w Inguszetii, z ich krzywdy kiełkuje powoli żądza odwetu. I pokazana tu scena, w której dorośli mężczyźni zapraszają osieroconych chłopców do swojego krwawego rytuału, właściwie niczym nie różni się od rytuału wojskowego w rosyjskiej szkole kadetów.
Pirjo Honkasalo ze zdumiewającą intuicją i bez szukania winnych pokazuje, jak dzieci po obu stronach konfliktu przysposabiane są do swoich ról – patriotów, mścicieli, ofiar, oprawców, bohaterów, żołnierzy i partyzantów.
Ten dokument nie pozostawia żadnych złudzeń co do tego, że „wszystko będzie dobrze”. Bo nie będzie – spowijająca świat mgła podkreśla nie tylko klaustrofobiczność całej sytuacji, ale też jej nieuchronność i niemożność ucieczki.
„Trzy pokoje melancholii” nie są na szczęście filmem ckliwym i tkliwym, nie pokazują dziecięcego nieszczęścia, tak by chwytało za serce. Film Honkasalo chwyta raczej za gardło i dławi do ostatniej sekundy.
Małgorzata Sadowska/ Przekrój
„Trzy pokoje melancholii”, reż. Pirjo Honkasalo, Finlandia 2003, Against Gravity