Uwaga! Oni w to wierzą
Tom Cruise, gwiazdor Hollywood, to drugi co do ważności członek groźnej sekty. Jego córka Suri jest biologicznym dzieckiem nieżyjącego od dwóch dekad założyciela kultu L. Rona Hubbarda, którego nasienie zamrożono. Sekta atakuje wszystkich, którzy ją oczerniają, choćby dziennikarzy czy byłych wyznawców. Nazywa się Kościołem scjentologicznym. Wyznawcy wierzą, że 75 milionów lat temu galaktyczny dyktator Xenu przetransportował na Ziemię i tu eksterminował kosmitów, których dusze przyczepiają się teraz do ludzkich ciał. Xenu wpoił tym duszom wiarę w Jezusa, Boga i Diabła. Tylko wtajemniczeni wiedzą, jak pozbyć się dziś owych obcych dusz.
Wbrew pozorom to nie fabuła nowej powieści Dana Browna, ale część twierdzeń, które pojawiają się w książce Andrew Mortona "Tom Cruise – nieautoryzowana biografia". Publikacja ta, dostępna w księgarniach od połowy stycznia, w takim samym stopniu dotyczy amerykańskiego aktora i jego drogi do kariery jak wyznawanej przez niego od 1990 roku scjentologii. I podobnie jak "Kod Leonarda da Vinci" miksuje plotki, spiskowe teorie oraz fakty. Sęk w tym, że prawdę od fikcji szczególnie trudno w książce Mortona odróżnić, a o Kościele scjentologicznym dowiadujemy się głównie z ust jego krytyków oraz byłych członków, gdyż obecni milczą na ten temat – chyba że mają zachwalać organizację i zapraszać w jej szeregi. Jak czyni to właśnie Tom Cruise. Tylko że jemu kaznodziejstwo wcale nie wychodzi na zdrowie.
Od wiary do obsesji
Odkąd aktor w 2005 roku zaczął otwarcie opowiadać o scjentologii, czy wręcz agitować na jej rzecz, stał się pośmiewiskiem mediów i internautów oraz obiektem krytyki ze strony przeciwników scjentologii uznawanej w wielu krajach (w tym w Polsce) za groźny kult. Urzędnicy i organizacje zwalczające sekty zarzucają Kościołowi scjentologicznemu wyciąganie pieniędzy od wyznawców (praktyki są tam płatne), zmuszanie ich do zerwania związków z rodziną, która nie należy do Kościoła, zakaz przyjmowania większości leków i oczywiście pranie mózgu. Z jednej strony scjentologia budzi lęk, z drugiej zaś kpiny. Obiektem żartów najczęściej jest jej mit założycielski, który brzmi jak science fiction (zresztą Hubbard pisał powieści tego gatunku). Wygląda na to, że niechęć do scjentologii skrupiła się na jej najsławniejszym wyznawcy i bardzo mu szkodzi. Po 14 latach współpracy potężna wytwórnia Paramount nie przedłużyła z Cruise’em kontraktu, bo miała dość jego wybryków. Aktor wprawdzie razem z wieloletnią współpracowniczką Paulą Wagner przejął studio United Artists, ale efekty ich przedsięwzięcia są jak dotąd mizerne. Pierwszy film wyprodukowany pod szyldem UA "Ukryta strategia", w którym zagrał także sam Cruise, okazał się porażką finansową i artystyczną.
Tuż przed premierą pojawiły się w Internecie plotki, że Meryl Streep i Robert Redford, którzy również wystąpili w filmie, nie znoszą Toma (zresztą to właśnie plotki i domysły są obecnie głównym paliwem zasilającym medialną aktywność Cruise’a).
Za to Steven Spielberg, który cierpliwie znosił obecność scjentologów na planie "Wojny światów" ("Byli tam, aby pomagać chorym i rannym" – twierdził Cruise, jakby tam faktycznie toczyła się jakaś wojna), wkurzył się, gdy podczas trasy promocyjnej filmu aktor chętniej opowiadał o swojej religii niż o swojej roli. Być może dlatego Cruise swój ostatni projekt "Walkiria" realizował w Europie i zatrudnił w nim głównie brytyjskich aktorów.
Swoją drogą i tam miał kłopoty – ekipa "Walkirii" początkowo nie dostała pozwolenia na wstęp do historycznych budynków Berlina. Poszło o to, że Clausa Schenka Grafa von Stauffenberga, który zorganizował w lipcu 1944 roku nieudany zamach na Adolfa Hitlera, gra właśnie Cruise. – Zależy nam na szczerym i pełnym szacunku opowiedzeniu wydarzeń z 20 lipca. Tom Cruise ze swoim scjentologicznym zapleczem nie nadaje się do tego – mówił rzecznik niemieckiego ministra obrony na łamach "Time’a". W końcu Niemcy dali się przekonać, że gwiazdor nie przyjeżdża tu lobbować na rzecz swojego kultu, tylko grać. Co ciekawe, coraz mniej osób wierzy, że aktor biorąc udział w filmowych projektach, nie chce ugrać czegoś dla scjentologów. Mieszając religię z zawodową karierą, powoli staje się persona non grata.
Przytłoczony rachunkami
Niemal równocześnie z ukazaniem się książki w Internecie pojawił się filmik. Cruise żarliwie zachwala w nim scjentologię, która potrafi stworzyć nowe i lepsze rzeczywistości, leczyć narkomanów, a jej wyznawcy jako jedyni mogą pomóc ofiarom wypadków. Według rzeczniczki aktora nagranie pochodzi z 2004 roku i jest fragmentem filmu promocyjnego nakręconego dla Kościoła scjentologicznego. Chwilę potem pojawił się drugi fragment, gdzie Tom wygłasza kazanie. Publikacja tego nagrania ściągnęła na gwiazdora ostry komentarz niemieckiego historyka, który ze względu na ton wypowiedzi (nawołującej do "posprzątania świata") porównał Cruise’a do ministra propagandy III Rzeszy, nazywając go "Goebbelsem scjentologii". Trudno określić finansowe skutki medialnej burzy dla scjentologów, którzy przecież zarabiają na sprzedawaniu swojej ideologii (materiałów i kursów), bo Kościół nie podaje takich danych. Ujawnił za to, że zamierza złożyć pozew do sądu przeciwko autorowi biografii Cruise’a. Sam gwiazdor na razie milczy, ale rozgłos raczej mu nie służy. Po klapie "Ukrytej strategii" i odcięciu od pewnych milionów z kontraktu aktora mogą wkrótce dopaść kłopoty finansowe. Ma w końcu na utrzymaniu choćby trzy domy (w Kalifornii, Kolorado oraz pod Londynem), samolot oraz kochającą zakupy żonę.
Aktora broni współwyznawca John Travolta, który – co znamienne – nie jest krytykowany za swoje przekonania. Ale też tylko Cruise obnosi się ze swoją religią, a sceptyków i tych, którzy postępują niezgodnie z jej przekonaniami, publicznie atakuje. Tak jak aktorkę Brooke Shields za branie leków antydepresyjnych, co scjentologia potępia. Na poparcie swoich śmiałych tez Tom ma jeden argument: własne głębokie przekonanie, że psychiatria i psychologia szkodzą ludziom.
Może i dlatego traci sympatię widzów. Według sondażu programu "USA Today" i Instytutu Gallupa z 2006 roku popularność Toma w ciągu roku spadła o 40 procent, a respondenci uznali go za ostatnią sławę, z którą chcieliby się zaprzyjaźnić. Jednak najlepsze wyjaśnienie kłopotów Cruise’a przynoszą jego własne słowa: "Będąc scjentologiem, widzisz rzeczy takimi, jakimi są, w całej ich wspaniałości, w całej złożoności, i im więcej wiesz, tym bardziej jesteś [tą wiedzą] przytłoczony". Nic dodać, nic ująć.