Testosteron

Największe brawa należą się zdecydowanie Adamczykowi, który po dętych rolach Chopina i Jana Pawła II, błysnął komediowym talentem.
/ 07.03.2007 14:11
Konecki i Saramonowicz filmami „Pół serio” i „Ciało” udowodnili, że znają się i na filmowej robocie, i na samym kinie. Że mają poczucie humoru i wyczucie konwencji. Tymczasem „Testosteron” sprawia wrażenie, jakby jego twórcy przez całe życie z zapałem studiowali wyłącznie pisma pokroju „Cosmo”, a jedyną książką, przez którą przebrnęli, był klasyk o tym, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa.

Opowiedziana przez nich historia sprowadza się bowiem do powielania banałów o biologicznych różnicach między płciami, które całkowicie determinują damsko-męskie relacje. Biedni mężczyźni są więc zniewoleni przez testosteron i czy to nieśmiały doktorant, czy pyskaty kelner, myślą tylko o tym, jak by tu jakiejś pani „wyłotoczyć żubra”. Szczególnie rozdarci są inteligenci, bo tym swobodne życie płciowe utrudniają liczne konwenanse. Choć mają wrażliwe dusze, natura zmusza ich do demonstrowania siły oraz władzy i rywalizowania z innymi „samcami” – na przykład w ważkiej kwestii wielkości jaj.
Wedle tej równie odkrywczej, co zabawnej teorii, kobiety to z kolei „zdradzieckie suki” – nie ma tu ani jednej postaci kobiecej pokazanej z sympatią. W końcu cała historia zaczyna się od ucieczki jednej z nich sprzed ołtarza. Niedoszły pan młody z garścią znajomych i nieznajomych mężczyzn (gitarzysta, naukowiec, dziennikarz, kelner, brat prawnik i ojciec playboy) ostatecznie ląduje na przyjęciu weselnym, gdzie faceci gadają, piją i od czasu do czasu leją się po mordach.
„Testosteron” bywa momentami naprawdę śmieszny, nie brakuje w nim zabawnych dialogów czy trafionych dowcipów (grany przez Piotra Adamczyka pan młody, ornitolog, nazwany zostaje „papieżem polskiej ornitologii”). Czasem film Koneckiego i Saramonowicza bywa nawet przewrotny, szczególnie gdy spuszcza powietrze z balonu „męskości” i wyśmiewa ambicyjki bohaterów. Tej przewrotności i dystansu jest tu jednak zdecydowanie za mało, a reżyserski duet zamiast przenicowywać stereotypy, z zapałem je utrwala i wbrew komediowej konwencji traktuje ze śmiertelną powagą. Szkoda, bo „Testosteron” jest nie tylko sprawnie zrealizowany, ale ma jeszcze zręcznie nakreślonych bohaterów i jest naprawdę dobrze zagrany. Największe brawa należą się zdecydowanie Adamczykowi, który po dętych rolach Chopina i Jana Pawła II, błysnął komediowym talentem.
W innej sytuacji pomyślałabym, że robiąc film mniej inteligentny niż oni sami, musieli sprostać wymaganiom okrutnego rynku, który każe im w pierwszym rzędzie zadowolić gawiedź. Teraz jednak, oświecona przez ich komedię, rozumiem, że – jak to faceci – zostali reżyserami tylko po to, żeby zaimponować dziewczynom. A jak dobitnie wynika z ich filmu, nie da się tego osiągnąć rozważaniami o książkach Marii Janion.

Małgorzata Sadowska/ Przekrój

„Testosteron”, reż. Tomasz Konecki, Andrzej Saramonowicz, Polska 2007, 119’, ITI Cinema, premiera 2 marca