"Szalone serce" - We-Dwoje.pl recenzuje

Aktorzy i muzyka. Spokojna, bardzo liryczna i jeszcze bardziej wzruszająca opowieść o tym, jak nigdy nie jest za późno, żeby naprawić swoje błędy. Wspaniały popis gry aktorskiej rewelacyjnych aktorów, ukoronowany zresztą Oscarem dla Jeffa Bridgesa i nominacją dla Maggie Gyllenhaal. To film inny niż wszystkie i właśnie dlatego warty obejrzenia.
/ 28.04.2010 08:04

Aktorzy i muzyka. Spokojna, bardzo liryczna i jeszcze bardziej wzruszająca opowieść o tym, jak nigdy nie jest za późno, żeby naprawić swoje błędy. Wspaniały popis gry aktorskiej rewelacyjnych aktorów, ukoronowany zresztą Oscarem dla Jeffa Bridgesa i nominacją dla Maggie Gyllenhaal. To film inny niż wszystkie i właśnie dlatego warty obejrzenia.
 

Szalone serce - We-dwoje.pl recenzuje

Bad Blake (Bridges) to lekko wygasła gwiazda muzyki country. Niemiłosiernie powiela archetyp swojej postaci. Na co dzień jeździ od miasta do miasta, gdzie – w coraz to mniejszych barach i pubach – śpiewa swoje stare piosenki i żyje w blasku dawnej chwały. Mimo interesujących ofert zawodowych, nie umie napisać nowego materiału. Frustracje swojego życia zapija, wszechobecną towarzyszką whisky. Powoli zaczyna zresztą zdawać sobie sprawę, że nie jest w stanie się z nią rozstać. Kiedy w drzwiach Blake’a pojawia się młoda dziennikarka Jean (Gyllenhaal) nie wie jeszcze, że to ona stanie się katalizatorem drastycznych zmian w życiu piosenkarza. Zmian, na które nigdy nie jest za późno.

Szalone serce - We-dwoje.pl recenzuje

Opowieść z morałem, na szczęście jednak nie podanym nachalnie. To bardzo spokojny i bardzo nastrojowy film, opakowany we wspaniałą i strasznie wciągającą muzykę. Daleko mi do wielbicielki country, jednak tutaj trudno nie zachwycić się nad każdą kolejną piosenką, zwłaszcza wiedząc, że te śpiewał sam Bridges i to śpiewał bardzo dobrze. Jeśli to nie wzruszy waszych filmowych serc, dodam na okrasę Colina Farrella jako amerykańską gwiazdę country. Irlandzki aktor śpiewający muzykę amerykańskiego zachodu to widok warty wszystkiego.

Piosenki to oczywiście nie jedyny argument, żeby ten film obejrzeć, bo aktorzy bronią się doskonale samymi rolami. Bridges jak zawsze staje się swoją postacią, jest wspaniały, wiarygodny, zagarnia każdy kadr w którym jest obecny. Emocje jakie pokazuje są dowodem na jedyny w swoim rodzaju kunszt aktorski. Statuetka Oscara jaką za swoją rolę otrzymał jest ukoronowaniem jego owocnej kariery i nagrodą dawno już mu należną. Nominację otrzymała też Gyllenhaal, za wiarygodną i poruszającą rolę matki, która musi spojrzeć na swoje życie przede wszystkim przez pryzmat szczęścia swojego dziecka. Mocno zauważalne są też role Colina Farrella (cóż za koszmarna fryzura!) i Roberta Duvalla, jako przyjaciela Bada.

A sam film? Opowieść o życiu Bada bez wątpienia wciąga. Mimo kilku dłużyzn nie da rady oderwać od ekranu oczu, bo też cały czas boimy się, czy Bad nie wpakuje się w dodatkowe kłopoty. Trudno się zresztą w ten film nie zaangażować emocjonalnie, trudno go nie przeżywać, trudno nie kibicować Badowi w zmianie jego życia. Trudno nie czerpać pociechy z jego chęci zmian. I bardzo trudno jest nie wyjść z kina z poczuciem jakiegoś, chociażby malutkiego poczucia pokrzepienia.

fot. filmweb.pl

Marta Czabała

Redakcja poleca

REKLAMA