Recenzja filmu "Reprise"

Recenzja filmu "Reprise" fot. Best Film
Piękni dwudziestoletni.
/ 18.01.2008 12:10
Recenzja filmu "Reprise" fot. Best Film
"Reprise", czyli dorastanie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową.

W debiucie Joachima Triera nie ma mowy o AIDS, raku i bezrobociu. Żadnego lepu na amatorów wyciskaczy łez i ballad o smutnym Śląsku. Film nafaszerowany jest za to humorem, punkrockową muzyką i pięknymi dwudziestoletnimi. Para pierwszoplanowa Phillip (Anders Danielsen Lie) i Erik (Espen Klouman-Hoiner) to marzący o byciu pisarzami chłopcy z bogatej dzielnicy Oslo. Pierwszy pisze, by zaspokoić artystyczny głód, drugi – wydawać by się mogło – ze skrywanych skłonności do samoudręczania się. Przynosi mu to bowiem niemal fizyczny ból. Los jednak sprawia, że to Erika jego "Prozopopeja" wynosi na piedestał młodej norweskiej literatury. Phillipa zaś pisanie wpędza do szpitala psychiatrycznego.

Poza wyborem ścieżki zawodowej kariery chłopców nęka także i to, że coraz dalej im do "paczki z podwórka", z którą spędzili młodość. By chronić się przed wyciągającą po nich łapska dorosłością, próbują uciekać w imprezy i młodzieńczo idealne lub beztroskie miłości. Bezskutecznie. Dorastanie to może choroba niepoważna, ale za to nieodwracalna. A dla planów, które snujemy o naszej dorosłości, nawet śmiertelna. Co Trier, zgrabnie bawiąc się z widzem w prowadzenie alternatywnych biegów akcji (wytyczanych nie rzeczywistością, lecz młodzieńczymi marzeniami), sprytnie obnaża.


"Reprise. Od początku raz jeszcze...", reż. Joachim Trier, Norwegia 2006, Best Film, 105’, premiera 4 stycznia 2008 r.

Redakcja poleca

REKLAMA