"Nostalgia anioła" - We-Dwoje.pl recenzuje

Przejmująca historia. Baśniowe plenery. Świetnie zmontowany trailer obiecywał wiele, jednak najnowsze dzieło Petera Jacksona trudno nazwać dziełem wybitnym.
/ 15.03.2010 00:20
Przejmująca historia. Baśniowe plenery. Świetnie zmontowany trailer obiecywał wiele, jednak najnowsze dzieło Petera Jacksona trudno nazwać dziełem wybitnym. 



„Nostalgia anioła” to opowieść o tragedii, która może spotkać każdą rodzinę. W tym wypadku nieszczęście dotknęło Salmonów. Ich czternastoletnia córka Susie (Saoirse Ronan) zostaje pewnego dnia zwabiona przez sąsiada (Stanley Tucci) do jego kryjówki, a następnie zgwałcona i brutalnie zamordowana. Dziewczynka przenosi się po śmierci w zaświaty. Zawieszona między niebem a ziemią nie może pogodzić się ze swoim losem, obserwuje jak jej śmierć negatywnie wpływa na rodzinne relacje. Czy Susie zazna kiedyś spokoju, a jej rodzina odzyska równowagę psychiczną i powróci do normalnego życia?

Oglądając „Nostalgię anioła” miałam bardzo mieszane uczucia. Nie czytałam książki, więc wiele rzeczy było dla mnie niezrozumiałych. Przede wszystkim nie wiedziałam, w którym kierunku podążał reżyser tworząc ten film. Jaką historię chciał nam przedstawić? Czy obraz ten miał być melodramatem fantasy, jak „Między piekłem a niebem” (1998), czy może thrillerem w stylu „Kto widział jej śmierć” (1972)? Dlaczego w opowieści tej znalazły się wątki komediowe? Czyżby film ten miał nawiązywać także do „Uwierz w ducha” (1990), z tą różnicą, że miejsce zabawnej Whoopi Goldberg zastąpiono dowcipnymi scenami sprzątania domu przez Susan Sarandon? Historia ta powinna wzruszać, śmieszyć, czy wstrząsać?

W najnowszej produkcji Petera Jacksona nie zabrakło też wątku miłosnego. Wydaje się on jednak wymuszony i przeidealizowany, a w ostatecznym rozrachunku służy do stworzenia choćby cienia happy endu. Reżyser powinien bardziej skupić się na przedstawieniu tragedii, z którą przyszło się zmierzyć rodzinie Susie, na uchwyceniu emocji, które nimi targały, a nie na zwabieniu do kina młodej widowni. Love story z nastolatkami w tle zaserwował nam już „Zmierzch”. Tu wątek ten był zupełnie niepotrzebny. Podobnie zresztą jak postać Ruth Connors. Susie wspomina o niej i jej niezwykłym darze na początku historii, którą snuje z zaświatów. Wydawać by się mogło, że odegra ona ważną rolę w ujęciu sprawcy, do którego doprowadzą ją metafizyczne wskazówki zostawiane przez Susie. Tak się oczywiście nie dzieje. Ruth widzimy na początku filmu, potem znika z ekranu, by pojawić się jeszcze raz na samym końcu tej opowieści i posłużyć jako medium, dzięki któremu Susie spełni swoje dziewczęce marzenia o pocałunku z chłopakiem, z którym zamieniła ledwie parę zdań! To jedna z najbardziej naiwnych scen w kinie, jakie widziałam.



Pomimo postępującej techniki i większej ilości efektów specjalnych wizja świata zawieszonego między niebem a ziemią nie przebiła tego, co wykreował reżyser „Między piekłem a niebem”, Vincent Ward. Widać tu też pewne inspiracje tym filmem – scena z rozbijającymi się statkami będąca odpowiedzią na to, co działo się na ziemi (tata Susie ze złości zaczął rozbijać swoje modele) jest jakby żywcem wyjęta z filmu Vincenta Warda. W „Między piekłem a niebem” Annie Collins-Nielsen maluje piękne fioletowe drzewo, które pojawia się także w zaświatach. Jednakże, gdy Annie popada w złość i niszczy obraz rozpuszczalnikiem, tak jak drzewo rozmywa się na płótnie, tak samo znika ono w niebie. Peter Jackson jest bardzo dobrym reżyserem. To nie ulega wątpliwości. W związku z tym oczekiwałam od niego czegoś więcej, niż powielania tego, co już znamy. Wizja zaświatów jest błaha i banalna. Kompletnie mnie nie przekonuje. Szkoda. Nie ukrywam bowiem, że film obejrzałam z uwagi na stronę wizualną, która zachwyciła mnie w sprytnie zmontowanym zwiastunie.

„Nostalgia anioła” ma dużo słabych punktów, jednak niczego nie można zarzucić grze aktorskiej. O ile Saoirse Ronan o wiele bardziej wolałam widzieć w akcji, aniżeli słuchać jej melancholijnego, trochę zawodzącego głosu, kiedy snuła swoją historię, o tyle uważam, że pozostałym aktorom nie można niczego zarzucić. W związku z tym, że ich postaci pojawiały się na ekranie dosłownie tylko w paru scenach, nic dziwnego, że ani Rachel Weisz, ani Susan Sarandon, czy Mark Wahlberg nie mieli nawet cienia szansy zaprezentować swoich aktorskich umiejętności. Zrobili więc wszystko, co było w ich mocy i zagrali po prostu poprawnie. Największym atutem tego filmu jest bezapelacyjnie Stanley Tucci, który fenomenalnie wcielił się w postać pedofila i mordercy – George’a Harvey’a. Postać, którą wykreował była naprawdę przerażająca i wzbudzała we mnie najgorsze uczucia. Przyjemne było zobaczyć Stanley’a w nietypowej dla niego roli. Aktor przyzwyczaił nas już do ról komediowych, a tu – taka niespodzianka! Nic dziwnego, że został nominowany do Oscara w kategorii Najlepszy Aktor Drugoplanowy. Szkoda tylko, że statuetka nie powędrowała w jego ręce.



Poza grą aktorską podobały mi się także niezwykle soczyste zdjęcia autorstwa Andrew Lesnie, jednak nie te z zaświatów, a te związane z codziennym życiem bohaterów. Może były one trochę przesłodzone, jednakże wspaniale oddawały klimat lat 70-tych. Dokładnie w taki, trochę cukierkowy sposób wyobrażałam sobie kiedyś Stany Zjednoczone w erze disco. Moją uwagę przykuły także kostiumy oraz stylizacja Susan Sarandon, która wyglądała naprawdę rewelacyjnie.

Choć w najnowszym dziele Petera Jacksona nie zabrakło paru scen, które naprawdę trzymały w napięciu, film ten można określić jako zbyt sentymentalny. Oczekiwałam kawałka naprawdę dobrego kina, a z trudem dotrwałam do końca tej opowieści. Wciągająca z początku akcja z biegiem czasu stawała się coraz bardziej rozwlekła, coraz mniej interesująca, czy w końcu nudna. „Nostalgia anioła” jest obrazem przeciętnym, lecz nie oznacza to, że nie wartym zobaczenia. Film polecam zwłaszcza fanom talentu Stanley’a Tucci, który moim zdaniem wykreował rolę swego życia.

Fot. Filmweb.pl
Anita Boharewicz



 

Redakcja poleca

REKLAMA