"Szczęście" nie wykracza, niestety, poza klisze znane z wielu filmów o biednych mieszkańcach Europy Wschodniej. Ponury kraj-obraz wypełniają obskurne bloki i fabryczne kominy, a bohaterowie mają tłuste włosy i ciuchy ze szmateksu. Polskim reżyserom tego typu obrazki nie przyniosły rozgłosu na świecie.
O tym, że Bohdan Slama ma skłonność do melancholii, wiemy już z jego udanego debiutu "Dzikie pszczoły". Tym razem jednak reżyser postanowił zapić tę melancholię nie kuflem piwa, ale butelką wódki. Jakby panicznie chciał uciec od wszystkiego, co zwykliśmy kojarzyć z kinem czeskim: poczucia humoru, dystansu do świata, celebracji codziennych zajęć... W efekcie powstał film sieriozny i posępny jak Polak w depresji. Wbrew tytułowi nie ma tutaj żadnego szczęścia, są wyłącznie ciągłe nieszczęścia trojga zaniedbanych bohaterów.
Tonik (Paweł Liska) daremnie próbuje uratować dom swoich przodków, Monika (Tatiana Wilhelmowa) usycha z tęsknoty za narzeczonym, który wyjechał do Ameryki, a Dasa (Anna Geislerova) – samotna matka dwójki dzieci – wariuje na punkcie playboyowatego sprzedawcy ze sklepu z armaturą łazienkową. Cała trójca tkwi w stanie masochistycznego stuporu, niezdolna do podjęcia jakichkolwiek działań.
"Szczęście" nie wykracza, niestety, poza klisze znane z wielu filmów o biednych mieszkańcach Europy Wschodniej. Ponury kraj-obraz wypełniają obskurne bloki i fabryczne kominy, a bohaterowie mają tłuste włosy i ciuchy ze szmateksu. Polskim reżyserom tego typu obrazki nie przyniosły rozgłosu na świecie. Ale widać w czeskim wydaniu uchodzą one za "wstrząsającą prawdę", czego dowodem jest Złota Muszla dla "Szczęścia" na festiwalu w San Sebastian.
Bartosz Żurawiecki
Fot. Kino Świat
"Szczęście", reż. Bohdan Slama, Czechy/Niemcy 2005, 100'', Kino Świat, premiera 1 czerwca.