"Niebo nad Paryżem" - We-Dwoje recenzuje

Paryż przypomina rozsypane puzzle. Chaotyczną układankę, której różnokształtne elementy sprawiają wrażenie porozrzucanych w nieładzie kawałków – gdy jednak poświęcimy dłuższą chwilę na poznanie tej metropolii, odkryjemy ze zdumieniem, że całość tworzy idealną mozaikę. Kuszącą i intrygującą bogactwem smaków, aromatów i kolorów.
/ 13.10.2008 22:52
Paryż przypomina rozsypane puzzle. Chaotyczną układankę, której różnokształtne elementy sprawiają wrażenie porozrzucanych w nieładzie kawałków – gdy jednak poświęcimy dłuższą chwilę na poznanie tej metropolii, odkryjemy ze zdumieniem, że całość tworzy idealną mozaikę. Kuszącą i intrygującą bogactwem smaków, aromatów i kolorów.

Spójną, choć pełną kontrastów. To tu przybywają zakochani z całego świata, by choć przez moment dać się uwieść magii tego miejsca. Tutaj ściągają imigranci z Afryki w poszukiwaniu lepszego życia. Wreszcie, właśnie tu, w stolicy Francji, filmowcy od lat odnajdują natchnienie i temat do kolejnych filmów.

Paryż. Jednym krokiem wybiegający w przyszłość, drugim „Niebo nad Paryżem” – We-Dwoje recenzujemocno tkwiący w przeszłości. Miejsce, gdzie dzień się zaczyna w chwili, gdy zapada zmrok i gdzie muzyka rozbrzmiewa aż do rana. Miasto modnie ubranych, wpatrzonych w siebie zakochanych, którzy nad kieliszkiem aromatycznego wina, w jednej z gwarnych ulicznych kawiarenek, dyskutują o erotyce, brzydocie czy śmierci. Czy żyjąc w takim mieście jak Paryż można być nieszczęśliwym? Odpowiedź wydaje się być oczywista - wszak duch Baudelaire’a wciąż unosi się nad francuską stolicą, wnosząc nastrój dekadenckiej atmosfery w codzienność jej mieszkańców…

„Niebo nad Paryżem” to nie pierwszy film, w którym znana metropolia zostaje odarta ze swojego mitu. Klimat zabytkowych kamienic, wąskie uliczki czy nastrojowe wnętrza stają się tłem głębszych refleksji na temat kondycji współczesnego człowieka. Wciąż goniącego za czymś. Wiecznie narzekającego. Pełnego wewnętrznych rozterek i dylematów. Nieważne bowiem, czy żyjemy gdzieś w dalekiej Afryce czy w centrum kosmopolitycznego świata. Marzymy o jednym – odnalezieniu własnej drogi życiowej. Tylko… czy potrafimy docenić to, co mamy?

Jakże niepewna jest nasza egzystencja! Jesteśmy, za moment już nas nie ma. Pewnego dnia budzimy się w pustym mieszkaniu, zerkając na świat jakby z boku, nagle dostrzegając kruchość naszego „tu i teraz”. W jednej chwili okazuje się, że wielkie plany, w obliczu choroby lub śmierci bliskiej osoby, stają się nieistotne. Liczą się zwykłe drobiazgi, ciepłe słowa i gesty. Człowiek, którego wcześniej nie dostrzegaliśmy. Cedric Klapisch w swej filmowej opowieści zaprasza widzów w świat paryskiej codzienności. Można odnieść wrażenie, że kamera wybrała przypadkowe osoby z tłumu. Poznajemy matkę samotnie wychowującą trójkę dzieci, która żyje troszcząc się o innych, swoje potrzeby odkładając na bok. Jej brata, ciężko chorego na serce byłego tancerza rewiowego, o którego istnieniu szybko zapomnieli dawni przyjaciele. Kilku sprzedawców z lokalnego targu, gdzie gwarne życie wydaje się toczyć bez przerwy na sen. Studentkę, co stara się korzystać z życia, póki jeszcze młodość nie przeminęła. Bogate kobiety, szukające nowych doznań między kolejnymi pokazami mody i rozmowami o niczym. Wykładowcę, który postanawia zmienić coś w swojej monotonnej egzystencji. Jego brata architekta, zaczynającego rozumieć, że bezgranicznie szczęśliwi ludzie istnieją jedynie w prezentacjach multimedialnych…

U Klapischa młodość przeplata się ze starością. Piękno z brzydotą. Smutek z radością. Sam Paryż to tęsknota i marzenie tych, którym nie dane żyć na co dzień w tym mieście – imigrantów. Ale i szara proza życia jego mieszkańców, którzy trafiają na kozetkę psychoanalityka, nie potrafiąc poradzić sobie z narastającą depresją. Mający poważne problemy z sercem Pierre zmuszony jest zmienić swój wcześniejszy styl życia. Zaczyna spędzać kolejne dni wpatrując się w okna kamienicy naprzeciwko, jakby dopiero teraz zauważył, że „za ścianą” toczyło się życie…

Klimatyczny film, który nie pozostawia widza obojętnym. Rozsypane elementy luźnych opowieści przeplatają się i łączą, podczas gdy ekranowi bohaterowie, jak to w życiu bywa, spotykają ze sobą, rozmawiają lub mijają niezauważeni przez drugą osobę. Poznajemy świat paryskiej piekarni, targu, kawiarenek czy bogatej elity. Łatwo też możemy odnaleźć siebie w sportretowanych postaciach – smutki i radości, jakie wypełniają codzienność przedstawicieli różnych warstw społecznych, nie różnią się wiele od naszych własnych sukcesów czy porażek. Stąd też duża autentyczność, jaka płynie z ekranu. Bohaterowie nie sprawiają wrażenia wyciętych z kartonu. Pierre, kiedy dowiaduje się o chorobie, zamiast rzucić się w wir życia, spowalnia. Kolejne dni mijają mu na przypatrywaniu się innym i dostrzeganiu szczęścia w zwykłych, tak podobnych do siebie, dniach. Ludzie tańczą, śmieją się, płaczą… tak bliscy nam, choć (jak mogłoby się wydawać) żyjący przecież w mieście pełnym magii, tajemnicy i miłości.

Paryż u Klapischa nie jest jednak miastem jak ze snów. A może… sen też czasem może zamienić się w koszmar?
Polecam!

„Niebo nad Paryżem”
scen. i reż. Cédric Klapisch
wyk. Romain Duris, Juliette Binoche, Fabrice Luchini, Francois Cluzet, Albert Dupontel, Karin Viard, Melanie Laurent
Francja 2008
Dystrybutor: SPI

Anna Curyło
Tagi: kultura, kino, film