Nasze rodzime komedie romantyczne kuszą widza niepewnością - jeszcze zanim pojawią się początkowe napisy, już niektórzy widzowie zapominają, że ten gatunek nie wymaga zbytniego skupienia. Koncentrują się nie na akcji, a… na liczeniu pojawiających się w filmie ukrytych (a nachalnie wyzierających z ekranu!) reklam. „Nie kłam, kochanie” nie zawodzi. Specjaliści od tzw. product placementu zadbali o to, by nikt nie miał wątpliwości, jakiego radia słuchają bohaterowie, co piją, czy też jakie strony internetowe odwiedzają. Mnie taka forma promocji męczy. Zdecydowanie wolę cameo Hitchcocka, i jego pojawianie się w którejś sekwencji – dyskretne, wpasowane w całość, a wyraziste. Tutaj jednak produkty są tak mocno eksponowane, że przeszkadzają. Przynajmniej mi.
Sama fabuła filmu też pozostawia wiele do życzenia. On kłamie (po mistrzowsku), ona fałszem się brzydzi, co nie zmienia faktu że dla niego gotowa jest zmienić zasady i poudawać narzeczoną (z wymyśloną na poczekaniu biografią). Można się spodziewać, że pod koniec oboje zamkną za sobą rozdział nieudanego początku znajomości, i już będą żyć bajkowo, w iście bajkowym stylu (prawie że z byłym prezydentem u boku). Zgadza się – nic nie zaskakuje.
Na szczęście film, choć całościowo niedoskonały (aż trudno uwierzyć, że Piotr Wereśniak, który sam podkreśla, iż ze złego scenariusza nie da się zrobić dobrego filmu, zainteresował się tak „serialowym” i niespójnym wytworem wyobraźni pani Łepkowskiej), ma swoje mocne strony.
Reżyser postawił na aktorów. Zwłaszcza tych drugoplanowych. Po raz kolejny w polskiej komedii romantycznej to oni „kradną” film – sprawiają, że te półtorej godziny w kinie nie wydaje się być czasem zmarnowanym. Wyraziste kreacje stworzyła każda z aktorek wcielających się w rolę byłej dziewczyny Marcina (Piotr Adamczyk): Tamara Arciuch, Joanna Liszowska czy Katarzyna Bujakiewicz. Świetny jest milczący Sławomir Orzechowski jako mąż despotycznej Grażyny Szapołowskiej. Nie sposób nie wspomnieć i o dowcipnym Tomaszu Karolaku, nieco zakręconej Magdzie Schejbal czy… prawdziwej ekranowej damie, Beacie Tyszkiewicz. A główni bohaterowie? Dotrzymują im kroku, choć Marta Żmuda-Trzebiatowska częściej jest niż gra (za to urocza i świeża), zaś Adamczyka przekornie momentami jest „za wiele” na ekranie – dwoi się i troi, skacząc i robiąc miny.
Wizualna strona „Nie kłam, kochanie” nie pozostawia zastrzeżeń – dobry montaż i ciekawe kadry sprawiają, że komedia może się podobać. Zwłaszcza magiczny Kraków w tle, z gołębiami i kwiaciarkami na Rynku, klimatycznym Kazimierzem czy niewielkimi zaułkami, jakimi spacerują bohaterowie - szkoda tylko, że dialogi są tak słabe, a fabuła naciągana i przewidywalna w każdej scenie. Jest kilka dobrych ujęć, które nieco ratują obraz, wciąż za mało bym film uznała za dobry. Szczęśliwie, muzyka wkomponowuje się w całość, kwiaty dodają nastroju (fikus jest świetny!) a my sami, jeśli przymkniemy oczy na nieścisłości w scenariuszu, mamy szansę przenieść się na moment w elegancki, upiększony i bajkowy świat. Nierzeczywisty i nazbyt słodki, za to ciepły i napawający optymizmem. Romantykom film powinien się podobać. A jeśli nie? Zawsze możemy skupić się na liczeniu reklam.
Nie kłam, kochanie
|
Nie kłam, kochanie |
„Nie kłam, kochanie”
Reżyseria: Piotr Wereśniak
Zdjęcia: Jarosław Żamojda
Scenariusz: Ilona Łepkowska
Obsada: Piotr Adamczyk, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Grażyna Szapołowska, Tomasz Karolak, Magdalena Schejbal, Beata Tyszkiewicz i in.
Produkcja: Polska 2008
Dystrybucja: ITI Cinema/Studio Interfilm
Anna Curyło