Po tym filmie nie spodziewałam się niczego specjalnego. I dobrze. W przeciwnym razie przeżyłabym ogromne rozczarowanie. Monte Carlo miało być lekką i przyjemną komedią z kilkoma romansami w tle. I w gruncie rzeczy było. Szkoda tylko, że do bólu przesłodzoną. Bo co za dużo to nie zdrowo.
Grace mając w kieszeni dyplom ukończenia szkoły, aby tradycji stało się zadość, śladem wielu amerykańskich nastolatków udaje się do Europy, dokładniej rzecz ujmując Paryża. Towarzyszą jej przyjaciółka Emma oraz przyrodnia siostra Meg. Dziewczyny dzikim pędem zwiedzają oblegane przez turystów atrakcje miasta miłości i to tak dzikim, że spóźniają się na autobus, wraz z którym odjeżdża ich nadgorliwa przewodniczka. Pozostawione same sobie, aby uchronić się przed deszczem trafiają do pięciogwiazdkowego hotelu, w którym Grace zostaje wzięta za dziedziczkę jednej z brytyjskich fortun - Cordelię Winthrop Scott. Dziewczyny wykorzystują okazję. Meldują się w luksusowym apartamencie, a następnego dnia wylatują na podbój Monte Carlo.
Obraz Thomasa Bezuchy nie różni się niczym od mdławej Pokojówki na Manhattanie, naiwnego Pamiętnika Księżniczki czy The Lizzie McGuire Movie. Mamy tu do czynienia z kompletnie odrealnioną wariacją na temat bajki o Kopciuszku z elementami Księcia i żebraka. Fabuła nie zmierza do niczego konkretnego. Przedstawia wakacyjne perypetie trójki teksańskich dziewczyn, którym do pewnego momentu dopisuje odrobina szczęścia. Większość aktorów gra przeciętnie, żeby nie powiedzieć źle. Najgorzej wypada plastikowy wyrób wytwórni Disney'a - Selena Gomez. Już dawno nie widziałam tak beznamiętnej aktorki, której umiejętności aktorskie śmiało można porównać z talentem Katarzyny Cichopek. Aż zatęskniłam za Hilary Duff, a nawet Lindsay Lohan, niegdyś wielkich gwiazd tych łatwych, lekkich i nawet czasem przyjemnych produkcji dla młodzieży. Katie Cassidy i Leighton Meester grają przeciwieństwa swoich bohaterek z Plotkary. Cassidy ze spiskującej przeciwko Serenie - Juliet - przeistacza się w cieszącą się z życia, lekkoduszną Emmę. W Meester zamiast rozpieszczonej mieszkanki Upper East Side widzimy zamkniętą w sobie dziewczynę, która nie może pogodzić się ze śmiercią matki, która też, jako jedyna, dzięki tej podróży, przechodzi największą przemianę. Pomimo tego, że obie aktorki dobrze poradziły sobie z tymi rolami, do tej pory zastanawiam się, dlaczego wzięły udział w tej produkcji. Myślałam, że Leighton Meester mierzy wyżej.
Monte Carlo to pozycja, którą śmiało można omijać szerokim łukiem, chyba, że nie ma się nic lepszego do roboty. Bo nawet dobra ścieżka dźwiękowa nie jest w stanie zrekompensować tych kilkudziesięciu minut spędzonych w kinie.