"Mój przyjaciel lis"

Mój przyjaciel lis fot. SPI
Zaczarowana historia, która zdarza się w prawdziwym świecie.
/ 16.05.2008 17:25
Mój przyjaciel lis fot. SPI
Opowieść o przyjaźni lisa i dziewczynki w obiektywie mistrza Luca Jacqueta. To baśń jak z kart „Małego Księcia” Antoine’a De Saint- Exupery’ego. Baśń, która zdarzyła się naprawdę.
Mała dziewczynka wkracza w pełen przygód, magiczny świat przyrody. Zaprzyjaźnia się z dzikim lisem, dzięki któremu przeżywa niezwykłe przygody, poznaje leśne zwyczaje i siłę prawdziwej przyjaźni.

O filmie
Pewnego jesiennego poranka, idąc leśną ścieżką dziewczynka spotyka lisa. Ich spojrzenia krzyżują się. Zafascynowana nieznajomym, zupełnie zapominając o strachu podchodzi do niego. Granica, która dzieli dziecko i zwierzę, na chwilę znika.

Taki jest początek jednej z najbardziej niezwykłych i fantastycznych przyjaźni. Dzięki lisowi dziewczynka odkryje dziki i tajemniczy świat natury. Tak zaczyna się przygoda, która odmieni jej życie, poszerzy horyzonty jej i nasze...

Wywiad z reżyserem Luc’em Jacquetem

- Czy ten film nie jest powrotem do dzieciństwa, które spędził pan w górach departamentu Ain?
L.J.:
Kiedy byłem małym chłopcem, dużo czasu spędzałem biegając po górach. Wyruszałem w trasy z plecakiem i drewnianym kijkiem. Tak się to wszystko zaczęło. Każdy pretekst był dla mnie dobry, by pobiec ku naturze, ku grzybom, orzechom, jagodom, żeby spojrzeć na Mont Blanc ze szczytu wzgórza. Zacząłem tworzyć swój własny świat, czerpałem radość z patrzenia i słuchania śpiewu ptaków. Pewnego dnia spotkałem lisa, a trzydzieści lat później zrobiłem o tym film!
To wszystko tak naprawdę zaczęło się od prostego wzruszenia spowodowanego spotkaniem z dzikim zwierzęciem, które z czasem rozwinęło się w opowieść. To niepokojące, gdy człowiek uświadomi sobie, że takie małe wydarzenie może wpłynąć na całe jego życie.
Od dłuższego czasu chciałem opisać to spotkanie, które utknęło zadziwiająco dobrze w mojej pamięci. Teraz przyszedł taki moment, żebym podzielił się tą historią i pokazał region, w którym się urodziłem, i który kocham – góry departamentu Ain.

- Czy pamięta pan pierwsze spotkanie z lisem?
L.J.:
Ten obraz pozostanie ze mną do końca życia. To była wiosna – czas, kiedy rosną moje ulubione grzyby. Wszedłem na wielką polanę otoczoną jodłami. Lis nie dostrzegł mnie zaabsorbowany polowaniem. Nigdy później nie udało mi się obserwować lisa przez tak długi czas. Miałem nieodpartą chęć, by podejść bliżej. Każdy krok w jego stronę był wyzwaniem. Im bliżej podchodziłem, tym bardziej się obawiałem, że ucieknie. Do dziś doskonale go pamiętam, jak też emocje, które mi wtedy towarzyszyły. Obrócił się i spojrzał na mnie z wielką siłą, co bardzo mną poruszyło. I zaraz potem zniknął. Taka jest też pierwsza scena w filmie.

- Czy wasze oczy tak samo się spotkały, jak w filmie?
L.J.: To jak chwila zupełnej niespodzianki zawieszona w czasie. Uwielbiałem to niewiarygodne napięcie. Dlaczego stał o kilka kroków ode mnie? Przecież powinien był uciec. Zasada została złamana. Przez dwie sekundy dwa światy dokonywały wymiany. Dwie zupełnie różne, ale w pewien sposób podobne istoty komunikowały się ze sobą.

- Co się stało potem?
L.J.:
Wracałem w to miejsce następnego dnia i w kolejne dni. Byłem pewny, że gdzieś tam jest. Kierowany szaloną potrzebą chciałem spotkać go ponownie i znowu podejść do niego. Nigdy go nie spotkałem, choć w trakcie każdej kolejnej wyprawy byłem przekonany, że go spotkam. Cały czas go szukałem. Te poszukiwania zaprowadzały mnie w niezwykłe miejsca, oddalone od ludzkich ścieżek. Odkrywałem nowe krajobrazy i udawałem się ku nieznanemu. Zawsze lubiłem gubić się niedaleko domu, pozwalać, by nogi niosły mnie w nieznane. Wyobrażałem sobie, że lis jest moim nauczycielem wędrowania.

- „Mój przyjaciel lis” jest bardzo wystylizowany...
L.J.:
To bajka, a przecież bajka to prosta historia w prostym świecie. Bajka musi przemawiać do wszystkich. Niezależnie czy oczywisty, czy zakamuflowany, temat bajki często odzwierciedla dziecięce rozważania. W „Moim przyjacielu lisie” mamy pytanie o szacunek dla natury, szacunek dla innych istot, kwestie nie posuwania się za daleko, by nie zniszczyć wszystkiego, pomimo nieopuszczającej nas chęci posiadania.
To dlatego wszystko, co nie jest bezpośrednio związane z relacją pomiędzy dziewczynką a lisem, zostało jedynie zasugerowane. To był sposób na skupienie się na sprawach, które posuwały film do przodu. Co więcej, uważam że proste rzeczy wnoszą więcej znaczeń i emocji.
W tej historii umiejscowienie w czasie nie ma znaczenia. Znaczenie ma natomiast związek pomiędzy istotą ludzką i zwierzęciem, to co się dzieje oraz to, co zdarzyć się nie może.

- Czy ten film jest logicznym kolejnym krokiem po sukcesie „Marszu pingwinów”?
L.J.:
Od dłuższego czasu projekt ten był bliski mojemu sercu. Synopsis „Mojego przyjaciela lisa” napisałem na długo przed rozpoczęciem prac nad „Marszem pingwinów”. Po wielkim zawrocie głowy związanym z promocją poprzedniego filmu byłem zadowolony mogąc rozwijać nowy, osobisty projekt, który zaczął dojrzewać. Tu nie musiałem zadawać sobie pytania, czy ten film będzie tak samo dobry, jak „Marsz pingwinów”. Sukces poprzedniego tytułu dał mi możliwość opowiedzenia o drobnych momentach szczęścia, co paradoksalnie wymagało nie mniejszych nakładów finansowych.

- Dlaczego właśnie lis, a nie inne zwierzę?
L.J.:
To osobisty wybór, lubię to zwierzę. Oczywiście chodzi też o to, że to właśnie lisa spotkałem w dzieciństwie, ale spośród leśnych zwierząt to najbardziej do niego jestem przywiązany. Podniecającym wyzwaniem było wstawienie lisa, wiecznego odtwórcę ról drugoplanowych, jako postać główną na plakacie i pokazanie go jako ucieleśnienia całego świata zwierzęcego. Inni reprezentanci europejskiej przyrody, np. borsuki, jeże, gronostaje, ale też wilki, niedźwiedzie, czy rysie zagrały role drugoplanowe.

Filmowanie lisa także było wyzwaniem. Zanim rozpoczęliśmy zdjęcia miałem okazję godzinami oczekiwać wyjścia lisa z kryjówki tylko po to, by zobaczyć, jak ukradkiem wymyka się w innym miejscu. Lis wydaje mi się idealnym stworzeniem to tego, by zilustrować pełną sprzeczności relację człowieka z dzikiem zwierzęciem. Lis zawiera w sobie paradoks: z jednej strony jest zwierzęciem ściganym, które ucieka, gdy tylko zidentyfikuje nas jako drapieżnika, ale także jest ciekawy i pragmatyczny – nie waha się podchodzić do osad ludzkich. Często słyszy się o ludziach mieszkających w oddalonych domach, którzy opowiadają o ich spotkaniach z lisami, które dosłownie jedzą im z dłoni. To uwodzicielskie zwierzę, które wystawia naszą chęć posiadania na poważny test, gdy znika na wiele tygodni, zanim znowu pojawi się u nas. To idealny temat do zastanowienia się nad pojęciem oswajania. Zdarza się, że populacje lisów tworzą siedliska w sercach zachodnich metropolii. Uważam więc, że lisa

- Czy lis okazał się być dobrym aktorem?
L.J.:
To interesujący aktor, a są tego tysiące powodów. Lis jest niezwykle wylewny. Jest bardzo żywym stworzeniem, a w niektórych swoich zachowaniach bywa wielkoduszny. Poza tym możemy bez większego wysiłku zrozumieć jego gesty. Sposób komunikacji lisa nie jest tak bardzo odległy od sposobu psa. Nagle okazuje się, że jego zachowanie jest dla nas całkiem oczywiste.
To także bardzo elastyczne zwierzę, zdolne do adaptacji w różnych sytuacjach. To właśnie czyni go interesującym dla filmowca. Z punktu widzenia dramaturgii filmu lis może zabrać nas tam, gdzie dokładnie chcemy.

"Mój przyjaciel lis", Reżyseria: Luc Jacquet, Film w polskiej wersji językowej, Czas trwania: 92 min., Dystrybucja w Polsce: SPI, Premiera w Polsce: 16 maj 2008

Redakcja poleca

REKLAMA