Adaptacje komiksów mają z reguły jedną zasadę. Stawiają na ładne zdjęcia, ale przede wszystkim na akcję, na kolejnym planie zostawiając sens, logikę i racjonalizm postępowania bohaterów. I także tutaj strona wizualna wiedzie prym nad całą resztą opowieści. Na dodatek wszystko jest w 3D. Oglądajcie, ale tylko wtedy, jeśli krwawe opowieści o wampirach leżą wybitnie w obszarze waszych filmowych zainteresowań.
Tytułowy ksiądz (wiecznie niedoceniany Paul Bettany) to super wyszkolony wojownik, jeden z wielu ludzi kościoła przeszkolonych specjalnie w celu poprowadzenia wojny z dziesiątkującymi ludzi wampirami. Kiedy wojna zostaje wygrana a niedobitki krwiopijców zamknięte w specjalnych rezerwatach, księża zostają rozdzieleni i na siłę wcieleni w społeczeństwo. Zamknięci za wysokimi murami, ludzie żyją pod dyktando propagandy kościoła, który w zasadzie trzyma wszystkich w swoich ryzach, szeroko siejąc swoją agitację, że problem wampirów jest już daleko za nimi. Kiedy więc do rządzącej wszystkim rady przychodzi jeden z księży i zgłasza potrzebę kolejnej bitwy, nie patrzą na plan przychylnym okiem. Ksiądz jednak trwa przy swoim, bo też sprawa jest dla niego osobista. W ostatnim ataku wampiry zabiły jego bratową, zraniły brata i porwały nastoletnią siostrzenicę. Ksiądz chce ruszyć ich tropem zanim dziewczyna zasili szeregi wroga.
A my będziemy mogli śledzić kolejne, mniej lub bardziej efektowne starcia wojownika z potomkami Draculi. Wampiry – przyznać trzeba – są w tym filmie przedstawione wyjątkowo przerażająco i efektownie. Ich całkowicie odmienny od innych filmów wizerunek jest bez wątpienia stworzony na potrzeby efektu 3D, robiącego nieustającą i całkowicie dla mnie niezrozumiałą karierę w hollywoodzkich filmach. Tych elementów 3D jest zresztą całkiem sporo, bo też film Stewarta stawia przede wszystkim na stronę wizualną. Wszystko jest tutaj dość efektowne dla oka. Widać dobrego operatora i niezłe zdjęcia, co w zupełności osładza, mniej niż tylko mało oryginalny scenariusz, pełen setki razy już klepanych motywów. No bo przecież na ile jeszcze sposobów można walczyć z wampirami? Stewart, na którym krytyka nie zostawiła suchej nitki po ostatnim filmie „Legion”, chyba wziął sobie do serca wszystkie uwagi i tutaj nie wmawia nam już, ze robi coś więcej niż tylko film akcji. „Ksiądz” nie jest podszyty – tak w „Legionie” - irytującą moralistyczną, biblijną podszewką. Nie, jest na szczęście jedynie filmem akcji, przeznaczonym dla miłośników drastycznych filmów o wampirach. Oko cieszą porządni aktorzy, których jednak trochę szkoda na taki film. Irytuje pompatyczna muzyka, ale film jako taki, daje się oglądać. Kto widział „Legion” z pewnością zauważy znaczną poprawę w jakości. Czy trzeba to oglądać? W żadnym wypadku. Ale można na pewno, bez obawy, że półtorej godziny w kinie stanie się męczarnią.
Fot. Filmweb