Pod tym prawdziwie idiotycznym tytułem kryje się niestrawny, nudny i żenujący produkt komedio podobny, przekraczający swoją historią wszelkie granice dobrego smaku. Zarówno tego kinomana jak i normalnego, szanującego się człowieka. Zręcznie zrobiony trailer może niejednego niewinnego widza skłonić do wizyty w kinie. Potem pozostanie jedynie wstyd i niesmak, że na coś takiego wydał własne pieniądze.
Na takie filmy nie powinno się chodzić nawet za darmo. Można ewentualnie wysłać wczesno nastoletnich chłopców, z tego co wiem amatorów humoru z pogranicza obstrukcji i gastrycznych problemów. Przecież wymiociny są takie śmieszne. Aż trudno uwierzyć, że ten zaiste koszmarny film to potencjalnie nawet dość wdzięczna opowieść o powrocie do czasów młodości i naprawieniu swoich błędów. Trzech przyjaciół ma poczucie przegranego życia. Adama właśnie opuściła dziewczyna, Nicka zdradza żona a on sam ma poczucie, że poświęcił za dużo dla małżeństwa. Lou próbuje popełnić samobójstwo. Po nieudanej próbie, w ramach dawnej przyjaźni, Adam i Nick postanawiają wywieźć Lou w góry, do miasteczka i hotelu, w którym 20 lat wcześniej spędzili szalony weekend. Zabierają ze sobą siostrzeńca Adama, Jacoba. Po dojeździe okazuje się, że miasteczko plajtuje a hotel jest już jedynie cieniem dawnej świetności. Zdesperowani mężczyźni urządzają sobie alkoholową popijawę w jacuzzi, które dosłownie przenosi ich z powrotem do czasów pamiętnego wyjazdu. Tylko jak odnaleźć się z powrotem w latach 80tych a na dodatek nie zaburzyć linii czasu?
Producenci tego dzieła inaczej reklamują go jako śmieszniejsze niż Kac Vegas. Nie jestem może wielbicielką Kaca, ale w porównaniu z "Jutro będzie futro" staje się on dziełem niemalże z pogranicza wysoce wyrafinowanej sztuki. I dla odmiany śmieszy. Tutaj śmieszy jedynie jeżeli jesteśmy wielbicielami licznych alkoholowych ekscesów, wymiotowania na innych, zmuszania dwóch mężczyzn do seksu oralnego, „zaliczania” panienek a w tym siostry jednego z bohaterów, spadania na twarz z dachów domów, obijania sobie twarzy na tysiąc sposobów. To właśnie z takich scen składa się ten pomysł kogoś niespełna rozumu. Największą a jednocześnie najbardziej przykrą niespodzianką jest dla mnie fakt, iż w tym prawdziwym gniocie zagrał John Cusack, jeden z najciekawszych, wcale nie zaszufladkowanych aktorów. To prawdziwa przykrość widzieć kogoś tak przyzwoitego w czymś tak strasznym. A strasznie jest naprawdę.
Szkoda tylko, że nie wszyscy będą to wiedzieć zanim filmu nie obejrzą. Dość fachowo zmontowany trailer daje do zrozumienia, że oto mamy do czynienia z kolejną uroczą komedią o ponownym szukaniu młodości (nawiązania do Gangu Dzikich Wieprzy), na dodatek pełną uroczego, jakże odmiennego od dzisiejszego kolorytu lat 80tych. Nic bardziej mylnego! Po tym obrzydliwym – pod każdym aspektem – filmie pozostaje tak ogromny niesmak, że jeszcze kilka dni potem można żałować fatalnie wydanych pieniędzy. Strach na to wysłać dzieci w obawie przed nadmiarem obrzydliwości, strach nastolatków, bo jeszcze pomyślą, że tak wygląda dobra komedia. Strach dorosłych, bo mogą mieć głęboką traumę do ponownej wizyty w kinie. Lepiej popatrzeć na plakat – chociaż może lepiej krótko, bo nie daj Boże zechce się iść na tę filmową pomyłkę.
I wreszcie tytuł. Po wielu latach bezsprzecznego panowania Wirującego Seksu na liście najbardziej idiotycznie przetłumaczonych tytułów, wreszcie nadszedł godny spadkobierca tytułu. Gratuluję inwencji twórczej inaczej. Ten tytuł wprost idealnie dopełnia wrażenie jakie robi cały film. I jest jak on, równie idiotyczny.