A jednak szwedzki film ma się nijak do skrojonych idealnie produkcyjniaków w typie „Pana od muzyki” czy „Dziewczyn z kalendarza”. Bliższe jest mu raczej kino Dogmy, bo moralitetowa fabuła (w postaciach chórzystów skupiają się przecież wszelkie ludzkie typy, przywary i kompleksy) ujęta jest tu w nawias i przełamywana surowym realizmem. Jakby bajka zacinała się co chwila i ustępowała miejsca życiu. Z chęcią wyciąłbym z tego filmu choćby powracający wątek krwi (symbolicznej oczywiście!), kilka „artystowskich” min Michaela Nykvista, parę wątków pozostawił nierozwiązanych, a chórowi kazał częściej fałszować. A mimo to ta bajka – o muzyce, która otwiera mentalnie, ale też seksualnie (!), i o tym, że w życiu nigdy nie jest za późno – wydaje mi się czysta, prawdziwa, bo w swoim idealizmie niedosłowna. Może to po prostu moja bajka?
Paweł T. Felis/ Przekrój
„Jak w niebie”, reż. Kay Pollak, Szwecja 2004, Kino Świat