Klucz do satysfakcji z jakiegokolwiek filmu zależy od tego, czy jego jakość zgodna jest z naszymi oczekiwaniami. Jeśli oczekujecie tutaj przepełnionej efektami specjalnymi opowiastki, adekwatnej poziomem do ekranizacji komiksu fabuły, kilku całkiem śmiesznych tekstów i wspaniałego jak zawsze Downeya Jr.’a – będziecie całkowicie usatysfakcjonowani.
Ale jak wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nastoletni chłopcy będą zachwyceni. Ich dziadkowie, a tym bardziej babcie już trochę mniej. Rodzice tak, jeśli kochają gatunek a przynajmniej Roberta Downeya Jr.’a To taka bajka, całkowicie przewidywalna, ubrana w najnowsze efekty specjalne. Tony Stark, który już w pierwszej części przyznał się otwarcie światu, że jest Iron Manem, teraz kąpie się w blasku swojej popularności. Nie narzeka, bo ta jest niemalże powietrzem dla jego narcystycznej natury. Kocha samego siebie i świat u jego stóp. Z dużą dozą nonszalancji traktuje wszystkie władze, łącznie z rządem amerykańskim i jednym upartym kongresmanem, który chce, aby Stark przekazał technologię Iron Mana państwu. Stark kocha być gwiazdą. Jest przekonany, że nie ma na świecie nikogo zdolnego stanąć z nim do walki. Oczywiście nie ma racji. W dalekiej Rosji pewien genialny naukowiec tworzy broń, która może pokonać Iron Mana. Ivan Vanko chce zemsty. Dla niego to sprawa osobista…
I wszystko toczy się dokładnie tak jak to w takich filmach bywa. Na główny plan wychodzą efekty specjalne, niezłe i chociaż niezawodnie komputerowe i strasznie rysunkowe, to jednak nie przesadzone. Zaraz potem jest Robert Downey Jr., tak samo doskonały, tak samo uroczy jak zawsze. To taki aktor, który potrafi zagrać absolutnie wszystko i, nawet jeśli fabuła mocno kuleje, on sam uczyni wizytę w kinie pamiętną i wartą wydanych pieniędzy. Nawet kiepski film z Downeyem od razu zyskuje na wartości. Śmiesznie patrzy się też na Mickey’a Rourke w roli owładniętego rządzą zemsty Rosjanina. Na samym końcu zostawiam sam scenariusz, pewnie i przyzwoity, dokładnie taki jak można by oczekiwać, bez żadnych zaskoczeń. Wszystko jest mocno stereotypowe, miejscami za długie, da się jednak ten film oglądać bez bólu i może nawet z uśmiechem.
Acha, jest jeszcze jeden, bardzo ważny bonus dla dorosłych. Ścieżka dźwiękowa do filmu to najlepsze przeboje AC/DC, łącznie z kultowym już dzisiaj i zawsze Highway to hell. Jeżeli więc już nie uda wam się znaleźć żadnej przyjemności z samego filmu, na pewno poczujecie choć dreszczyk emocji kiedy zagrają znajome rytmy. Ach, kiedyś to była muzyka…
Fot. filmweb.pl