Hi Way

Jacek Borusiński chciał zrobić nieudany film. I, niestety, udało się.
/ 12.05.2006 12:38
Przed pokazem proszę zażyć relanium – doradziła mi kpiącym tonem pewna producentka filmowa. Uspokajacze okazały się zbędne, ale irytację producentki rozumiem, bo „Hi Way” prowokuje reakcje skrajne – całkowite odrzucenie, bezkrytyczny zachwyt, a nawet pytanie: czy to w ogóle jest film?
Mumio stworzyło na polskiej scenie (kabaretowej i reklamowej) nową jakość. W debiucie Jacka Borusińskiego, współtwórcy grupy, tę jakość widać wyraźnie. „Hi Way” – ciąg połączonych ze sobą głównymi bohaterami skeczy – operuje humorem, który daleki jest od gagów wywołujących salwy śmiechu. Tu liczy się absurd najzwyklejszych sytuacji, w których nie ma puent. Dowcip bez dowcipu, celowe przeciąganie jednego pomysłu, realizm przełamywany groteską. W „Hi Way” niektóre skecze są więc znakomite, inne – jakby świadomie nieudane. Nawet akcja początkowo opowiadana jest z większą energią, by z czasem coraz bardziej zwalniać i pogrążać się w inercji.
Kupuję ten rodzaj humoru i gry z widzem, ale „Hi Way” nie udowadnia, że te atuty wystarczą do zrobienia dobrego filmu. Nawet jeśli ma on ambitne założenia – Borusiński zapowiadał, że chce nie tyle opowiedzieć fabułę, ile zabawić się konstrukcją, komediowym gatunkiem i filmową iluzją.
Niestety, w najnowszym polskim kinie („Pół serio”, „Rób swoje, ryzyko jest twoje”, „4 w 1”) patent na „film w filmie” jest ciągle ten sam. Znów pojawia się więc niewydarzony reżyser Jaco (w tej roli reżyser) i jego przyjaciel Pablo (znany z Mumio Dariusz Basiński), którzy po upokarzającej chałturze jadą samochodem i snują pomysły na własne fabułki, a tym samym w oczywisty – i dość irytujący – sposób łączą oderwane od siebie scenki.
Nie udała się też Borusińskiemu szkatułkowość historii. Tak delikatny fabularnie materiał (najważniejszym bohaterem jest nic-nie-dzianie-się) obronić mogła jedynie precyzyjna i błyskotliwa konstrukcja, słowem: konsekwentne ślady, że ktoś nad chaosem panuje i pozorną pustką wybornie się bawi. W „Hi Way” są tylko zdawkowe mrugnięcia okiem – na przykład gdy Jaco rzuca mimochodem: „Nie poważam tych, co śmieją się na komediach”, a finał ma całą fabułę ubrać w wysilony cudzysłów. Efekt jest paradoksalny: nieudany film, a jednocześnie sporo inteligentnej zabawy i przebłyski kina, które Borusiński może kiedyś zrobić. Jeśli tylko zda sobie sprawę, że wbrew temu, co piszą niektórzy recenzenci, od „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Hasa dzieli go na razie przepaść.

PaweŁ T. Felis/ Przekrój

„Hi Way”, reż. Jacek Borusiński, Polska 2006, Kino Świat, premiera 3 maja