To potężna dawka emocji i ogromnie trudny, ale warty obejrzenia film. Wielki pokaz najwyższego z możliwych poziomów aktorstwa, także od tych, na co dzień znanych ze świata muzycznego. Wyłącznie dla widzów dorosłych, którzy - nawet jeśli wydaje im się, że widzieli już wszystko - wyjdą z kina mocno wstrząśnięci.
Szkoda tylko, że do naszych kin, film trafił niemalże półtora roku po premierze światowej. Do tej pory mogliśmy jedynie czytać o niemalże niekończącym się paśmie nagród, jakie spadły na film Danielsa. Na chwilę obecną, film ma na koncie 46 nagród i nominacji, w tym tych najważniejszych, czyli Oscarów, Złotych Globów, nagród BAFTA oraz wyróżnień na festiwalach w Sundance i San Sebastian. To historia Harlemu lat 80tych i 16-letniej Clareece "Precious" Jones, otyłej, nielubianej przez rówieśników dziewczyny, pozbawionej szansy na normalne dorastanie. Precious jest w drugiej ciąży ze swoim własnym, gwałcącym ją ojcem, jest też odrzucona przez agresywną, socjopatyczną matkę. Kiedy za zajście w ciążę zostaje skreślona z listy uczniów, dziewczyna trafia do placówki dla trudnej młodzieży. To właśnie tam pozna nauczycielkę, która - wraz z jedną pracownicą społeczną i jednym bardzo przystojnym pielęgniarzem - pokaże jej, że każdy, nawet w najbardziej dramatycznej sytuacji, może znaleźć w sobie siłę do przemian.
"Hej, skarbie" nie uniknęło porównań do podobnych tematyką "Młodych gniewnych". Przy filmie Danielsa, opowieść o Louanne Johnson wydaje się jednak być jedynie lekką, zaledwie obyczajową opowieścią o szkole i niegrzecznych dzieciach. Tamta opowieść miała wzruszyć i wielu na pewno wykonało zamierzenia twórców ocierając łzy. Tutaj jest jednak inaczej. "Hej, skarbie" ma wstrząsnąć i zaszokować. Ma porazić swoich widzów skrajnie patologicznym obrazem dziecka, dziewczyny, rodziny i społeczeństwa, niemalże pozbawionego ludzkich, znanych innym na co dzień uczuć. Wzruszenie to jedynie produkt uboczny. Daniels opowiada historię Precious, tworząc dramat, nie dając się skusić, tak popularnemu w Stanach Zjednoczonych moralitetowi, przeważnie serwującemu publiczności puste frazesy o odnajdywaniu siebie. Precious nie odkrywa nagle w sobie super talentu, nie wygrywa pieniędzy, nie znajduje nikogo, kto byłby chętny wspomóc jej w całym dalszym życiu. Niosąca najgłębszą z możliwych traum, dziewczyna uczy się jedynie jak żyć, znaleźć siłę, zrobić pierwszy krok do czegoś lepszego, chociaż to lepsze wcale nie musi oznaczać dobrego, szczęśliwego życia. Co będzie dalej pokaże życie, ale to życie będzie już wynikiem jej wyborów. Tak jak jest to z każdym z nas.
Ten film nie byłby nawet w połowie tak naładowany emocjami, gdyby nie grający w nim aktorzy. Do roli Precious, Daniels zatrudnił debiutantkę Gabourey Sidibe, która swoją grą uczyniła postać Precious dramatyczną, prawdziwą i bardzo inspirującą. Sidibe za swoją rolę otrzymała 11 nagród na festiwalach na całym świecie oraz 15 nominacji, w tym chociażby te do Złotego Globu czy Oscara. Jej gra ustępuje jedynie postaci stworzonej fenomenalnie przez Mo'Nique, która za porażającą postać socjopatycznej matki, została uhonorowana nagrodą Oscara. Niewiarygodne, że tak niedoceniana wcześniej aktorka, była w stanie stworzyć tak porażającą emocjonalnie postać, poprzez tak doskonałe umiejętności gry aktorskiej. Jej rola warta jest wszelkich nagród, jakie już dostała.
Warto jest też tutaj nadmienić epizodyczne role Mariah Carey i Lennego Kravitza. Zwłaszcza ta pierwsza zasługuje na ogromną pochwałę. Po tragicznych epizodach aktorskich, Carey ostatecznie udowodniła, że umie grać i jeśli tylko pozbawi się ją pudru, różu i brokatu - jest w stanie stworzyć wiarygodną postać. Ten film dał jej szansę na udowodnienie, że jest aktorką, która z powodzeniem może starać się o troszkę bardziej poważne role. Trzymam kciuki.
Trzymam i będę trzymać też kciuki za każdy film, który w tak sugestywny sposób opowie historię o życiu. Historię, która nawet największego twardziela złapie za gardło, porwie emocjami, nie pozostawi obojętnym. To wielka, chociaż bardzo trudna filmowa przygoda. Taka, po której jeszcze kilka dni chodzimy jacyś inni.
Fot. Filmweb